1. Co Pana skłoniło do napisania książki „Twoja dusza była perłą”?

 

Jakoś 3,5 roku temu postanowiłem odrobić zaległości w czytaniu literatury pięknej, które narosły od czasu studiów i zacząłem namiętnie pożerać co tylko mi pod rękę wpadło. W pierwszym roku przeczytałem ponad 50 książek. Średnią mam pewnie teraz ok. 30 książek rocznie. W czerwcu 2013 zachwycił mnie Bobkowski, „Szkice piórkiem”. Później dopiero przeczytałem, że on jest trochę oszukany w warstwie polityczno-historycznej, w sensie manipulacji przy rękopisie, ale wówczas stał się takim ważnym impulsem do pisania. Myślę, że wtedy po raz pierwszy zamarzyłem o napisaniu powieści. Ale to było dość odległe marzenie, takie typu: jak będę w takim tempie czytał tyle książek, to może za 10 lat będę w stanie napisać powieść. I wtedy, we wrześniu 2013 zadzwonił do mnie mój przyjaciel Paweł, dla którego właśnie napisałem jakiś tekst i on z miejsca: „Zbychu, napisz powieść”. Od początku było jasne, że ma to być powieść o młodych i dla młodych oraz, że ma wiązać się w jakiś sposób ze Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie 2016. Natychmiast zacząłem pisać.

 

 

  1. Dlaczego wybrał Pan akurat cytat: „Twoja dusza była perłą”? Czy ma on dla Pana jakieś szczególne znaczenie?

 

Pierwotnie tytuł roboczy był inny. Ale jak już zacząłem pisać, to pojechałem dokładnie w miejsce opisane w powieści i tam się na ten napis natknąłem. Nie miałem żadnych wątpliwości, że to mój tytuł. Spadł mi z nieba po prostu.

 

  1. Czy zamierza Pan napisać ciąg dalszy swojej powieści?

 

Nie myślałem o tym, ale wielu czytelników mnie do tego przekonuje. Zobaczymy.

 

  1. W Pana powieści dość często przewija się wątek skautingu. Czy sam był Pan skautem? Jeżeli tak, to ile miał Pan lat, kiedy nim został?

 

Ja w ogóle skautingowi zawdzięczam to pisanie i tę powieść, więc było jasne, że młodzi opisywani w powieści mają coś z nim mieć wspólnego. Chodziło mi o to, że w literaturze współczesnej rzadko możemy taki watek odnaleźć. I to jest trochę niesprawiedliwie biorąc po uwagę fakt jak ogromne rzesze młodych uczestniczą w różnych grupach i wspólnotach, jeżdżą na pielgrzymki do Częstochowy i na Światowe Dni Młodzieży. A w literaturze o tym cisza. To nie fair. Ja zostałem harcerzem w wieku 16 lat, rok później zacząłem tworzyć własną drużynę i ta odpowiedzialność za tych 20-30 chłopaków młodszych ode mnie była czymś fundamentalnym w moim dojrzewaniu. Po prostu nie ma jak odpowiedzialność za innych jako najlepszy sposób na różne pseudo-problemy osobiste. Człowiek myśli o innych, zapomina o sobie i od razu wszystko staje się prostsze w życiu.

 

  1. Jak długo zajęło Panu napisanie powieści? I ile trwała promocja książki?

 

Książkę pisałem przez rok. Od września 2013 do września 2014. Jeśli chodzi o promocję to zaczęła się ona z końcem października, trwa więc już dwa miesiące i jest jeszcze sporo działań w tym zakresie przede mną.

 

  1. Na ilu spotkaniach autorskich był Pan do tej pory?

 

Byłem na ośmiu spotkaniach: trzy z nich odbyły się w Warszawie, po jednym we Wrocławiu, Radomiu, Świdniku, Lublinie i Krakowie. Mam nadzieję, że uda się jeszcze zorganizować spotkania w Kielcach, Garwolinie, Katowicach oraz innych miejscach.

 

  1. Czy był Pan na Światowych Dniach Młodzieży? Jeżeli tak, to ile razy?

 

Tak, byłem na trzech Światowych Dniach Młodzieży: Jasna Góra 1991, Paryż 1997 oraz Madryt 2011. To właśnie to ostatnie wydarzenie jest opisane w powieści jako tło ważnych wydarzeń w życiu bohaterów powieści.

 

  1. Dlaczego bohaterowie książki muszą cierpieć? Czy uważa Pan, że cierpienie sprawia, że człowiek dojrzewa wewnętrznie?

 

Myślę, że te ich cierpienia nie są jakieś takie ponad średnią krajową, tak to nazwijmy. Każdy człowiek spotyka w życiu takie sytuacje i zwyczajnie nie da się inaczej. Ale faktycznie jest tak, że dopiero kontakt z cierpieniem, własnym lub cudzym, sprawia, że człowiek zaczyna nieco lepiej rozumieć siebie, innych i otaczający świat. Przestaje być takim beztroskim motylkiem na wietrze, staje się drzewem, które się zakorzenia i zaczyna czuć pulsowanie ziemi, czyli twardych realiów, które nie są przytłaczające, ale wyzwalające, jeśli odpowiednio przeżywane.

 

  1. Czy uważa Pan, że wiara w Boga może pomóc młodemu człowiekowi dojrzeć do jego powołania życiowego?

 

Tak i to nawet bardzo. Bóg daje jakiś horyzont, oparcie, jakiś niezmienny punkt odniesienia. W młodym wieku to ważne, bo ma się tendencję do pokładania nadmiernej nadziei w rzeczach ulotnych: modzie, opinii rówieśników, dyżurnemu celebrycie, etc. Potem okazuje się, że w tym wszystkim mało zawartości.

 

  1. Czy zechce Pan odpowiedzieć na pytanie dotyczące wiary: bohaterowie Pana książki są wierzący, Kościół stanowi wartość w ich życiu. Czy Pan także jest wierzący? Czy należy Pan do jakiejś wspólnoty?

 

To żadna moja zasługa. Po prostu obecność Boga była dla mnie zawsze jakoś taka oczywista. Może miałem jakiś taki chwilowy kryzys w wieku lat 18, ale nie polegał on na takim totalnym zakwestionowaniu. Mój kościół parafialny był tak jasnym i przyjemnym miejscem, że nie musiałem jakoś walczyć o moją wiarę wbrew wszystkim dookoła. Starałem się to przekazać w książce. Bohaterowie są zwyczajnie wierzący, sprawa Boga i Kościoła, to jest sprawa zwyczajna, naturalna, nie jakaś mega kontrowersyjna. Nie ma tam spektakularnego upadku, a potem spektakularnego nawrócenia. Ja tak przeżywałem i przeżywam swoją wiarę i myślę, że tak jest w życiu ogromnej rzeszy ludzi. Kościół to część tej mojej dziecięcej krainy wielkiej szczęśliwości po prostu. Nikt i nic mi tego nie zabierze. Nie czuję, że jestem jakoś lepszy od innych z tego powodu. Też nie chce mi się rano wstać albo pozmywać stos talerzy. Po prostu cieszę się, że taki dar otrzymałem i tego daru strzegę. Nie należę do żadnej wspólnoty, lubię prosty, chciałoby się rzec, standardowy, kościół parafialny, zwyczajną mszę niedzielną. Świadomość, że jak Polska długa i szeroka, w każdej miejscowości prawie jest kościół, sprawia, że mi weselej w sercu.

 

  1. Co by Pan powiedział młodym ludziom, którzy też mają talent literacki i chcą go rozwijać?

 

Trzeba pisać. Tak, jak Ty, zakładając bloga i wymyślając sobie jakiś pomysł na tego bloga, np. pisanie recenzji przeczytanych książek. Potem warto próbować pisać coś więcej. I marzyć, marzyć, marzyć. Nie bać się napisać powieści.

 

  1. Jak, Pana zdaniem, odnaleźć swoje życiowe powołanie?

 

Myślę, że to musi być trochę takie rozpoznanie bojem. Trzeba próbować tego, owego. Nie bać się postawić sobie wymagań, tego, by inni nam je postawili. Trzeba się zaangażować. W cokolwiek. W pisanie, w naukę, w teatrzyk, w chodzenie po górach, w skauting, w służenie do Mszy, w relacje z innymi ludźmi, w jakieś projekty, w Światowe Dni Młodzieży, w pomoc chorym i potrzebującym, w życie publiczne, etc. Nie warto stać biernie z boku, przyglądać się tylko i tracić czas. Warto wziąć sprawy we własne ręce, stać się właścicielem jakieś części rzeczywistości wokół mnie. W moim przypadku, umożliwił mi to skauting, w wieku 17-lat uczynił mnie właścicielem tej rzeczywistości, jak była moja drużyna, wspólnie z chłopakami ją tworzącymi i była to wielka nauka odpowiedzialności, relacji, organizacji, całej masy rzeczy. To w ogóle jest dla mnie najważniejsze, żeby młodzi ludzie nie tylko grzecznie chodzili do szkoły, a potem na drogie zajęcia pozaszkolne, gdzie ktoś ich uczy i ktoś im mówi, co mają robić, ale żeby mieli własną „bandę”, gdzie sami będą decydować.

Komentarze są wyłączone.