Zapraszam wszystkich do przeczytania wywiadu z Karoliną Klimkiewicz, autorką książki „Jeśli tylko…”.
1. Co skłoniło Panią do napisania książki „Jeśli tylko…”?
„Najlepsze scenariusze pisze życie” – dlatego idąc za tą prawdą, co mnie skłoniło? Życie! Nie trzeba szukać daleko, wystarczy spojrzeć na siebie samego, na swoich bliskich, przyjaciół, sąsiadów. Dobrze słuchać i patrzeć, a wówczas ma się wachlarz ważnych i pięknych historii. Ja postanowiłam jedna z takich historii przelać na papier. Trochę dla siebie, ale przede wszystkim dla osób, które potrzebują nadziei, namacalnego dowodu, że nie są sami w swoich tragediach, ale również, że poszukiwanie odpowiedzi „dlaczego” i „ponieważ” może stanowić sens naszego życia.
2. Czerpała Pani wzorce od innych pisarzy? Może jakieś elementy ich dzieł zainspirowały Panią do napisania własnej książki?
Nie. Od zawsze mam swój specyficzny styl, trudno byłoby mi wejść w buty kogoś innego, wtedy to nie byłabym ja. Dlatego jestem wierna sama sobie.
3. Jakie były Pani ulubione powieści w dzieciństwie? A teraz? Jak na przestrzeni lat zmieniał się Pani gust literacki i jak on oddziałuje na Pani twórczość?
Gdy byłam dzieckiem tata zawsze czytał mi „Bajarka opowiada. Zbiór baśni z całego świata” Marii Niklewiczowej. Na późniejszym etapie doszły poważniejsze lektury, bardzo lubiłam twórczość Paula Coelho oraz Danielle Steel. Obecnie towarzyszy mi głownie literatura fachowa, z dziedziny psychologii, pedagogiki, socjologii. Ze względu na zawód jaki wykonuję, ciągłe czytanie i studiowanie jest niezbędne. Dlatego bardzo rzadko mam czas na beletrystykę.
4. Interpretowanie wierszy jest nieodłącznym elementem edukacji. Lubiła Pani to robić w szkole, czy nie za bardzo?
Nie za bardzo. Dużo bardziej lubiłam analizę lektur, aniżeli wierszy. Tym bardziej, że interpretacja wierszy często polegała na nauce „Co autor miał na myśli”. Nie było to moje ulubione zajęcie – aczkolwiek nie zmienia to faktu, że bardzo cenię sobie poezję i często sięgam po tomiki z wierszami.
5. Pomysł na książkę to był impuls czy starannie przemyślana koncepcja? Od razu usiadła Pani do pisania, czy raczej najpierw Pani dokładnie wszystko zaplanowała, zapisała?
Żadne z powyższych, niestety. Książka nie jest w żadnym wypadku impulsem, a tym bardziej przemyślaną koncepcją. To nawet nie pomysł, a prawdziwe wydarzenia, które zostały udekorowane w fabułę.
6. Jaki gatunek literacki jest Pani ulubionym i dlaczego?
Książka musi mnie pochłonąć, muszę stać się z nią jednością, przenieść się w czasie i wejść w nią. Nieważne, czy to romans, horror, czy dramat.
7. Od razu zakładam, że czytanie jest jedną z Pani pasji. Ale może jest całkiem inaczej, chociaż niektórzy twierdzą, że pisanie bez czytania jest niemożliwe. Więc jak: uwielbia Pani czytać, czy robi to tylko od czasu do czasu, bez czerpania z tego większej przyjemności?
Czytam bardzo dużo i robię to z ogromną przyjemnością; jeśli dana pozycja mnie męczy, odkładam ją. Uważam, że czytanie to powinien być relaks, chwila dla siebie. Mamy w życiu tyle problemów i niemiłych sytuacji, że czytanie nie powinno być jedną z nich.
8. Planuje Pani napisać kolejne książki? Jeśli tak, mogłaby Pani uchylić rąbek tajemnicy co do fabuły?
Coraz bardziej się nad tym zastanawiam. Już poczyniłam pewne kroki, żeby zebrać rzetelne informacje, potrzebne do kolejnej powieści. Wolałabym jednak na razie nie zdradzać niczego, ponieważ nie wiem, co z tego wyjdzie i czy w ogóle wyjdzie.
9. Chciałaby Pani stworzyć następną część „Jeśli tylko…”? A może jest ona już w przygotowaniu?
Nigdy nie powstanie kolejna część, ponieważ wszystko, co miałam do powiedzenia w tym temacie zostało powiedziane.
10. Zgadza się Pani ze stereotypem, że sequele są przeważnie gorsze od pierwszych części danego dzieła? Jeśli tak, co według Pani jest tego powodem? Ignorancja twórcy, czy wręcz przeciwnie: staranie się za bardzo? Tak wielka chęć stworzenia czegoś jeszcze lepszego, jeszcze ciekawszego, że w końcu wszystko wychodzi źle?
Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, nie chcę oceniać innych, a sama nie mam doświadczenia na tej płaszczyźnie. Myślę, że z kontynuacją jest tak samo jak z pierwszą częścią. Może się spodobać, ale nie musi, ma swoich zwolenników i przeciwników.
11. Czy Pani zdaniem, wątki miłosne z literatury mają jakieś przełożenie na nasze życie? Mogą się wydarzyć naprawdę, czy to tylko słodka fikcja na potrzeby marketingowe?
Wszystko ma przełożenie na nasze życie, nawet jeśli to jedynie życie w naszych snach. Nie tylko złe rzeczy muszą mieć miejsce w świecie realnym, dobre również się zdarzają, czemu miłość miałaby nie należeć do tej kategorii?
12. Jaka jest Pani ulubiona para z literatury? Klasycznie, Romeo i Julia, czy bardziej nowocześnie? I dlaczego właśnie ta, a nie inna?
Lou Clark i Will Traynor z książki „Zanim się pojawiłeś” Jojo Moyes. Ponieważ nie była cukierkowa, nie była spowita namiętnością, pożądaniem i pięknem. Nie zaczęła się od romantycznych początków, randek czy flirtu. Zaczęła się od odtrącenia, żalu i gniewu, od niechęci. Od pewnego rodzaju przymusu, tworzyła się w dynamiczny, a jednak nieschematyczny sposób. Była taka prawdziwa i realna. Namacalna. „Zanim się pojawiłeś” na długo zostanie w mojej pamięci.
13. Co sądzi Pani o współczesnym rynku wydawniczym? O książkach, które są na nim dostępne? Z roku na rok są ciekawsze, czy wręcz przeciwnie?
Myślę, że obecny rynek wydawniczy jest bardzo wymagający, a autorom jest coraz trudniej. Z jednej strony, można by pomyśleć, że istnieje tyle różnych sposobów, żeby wydać własną książkę, że każdy może to zrobić – z drugiej jednak strony, czytelnik stał się coraz bardziej wybredny, prawie każdy pomysł w jakiś sposób został już opisany. Wbić się w lukę popytu, zaciekawić, zaintrygować, myślę, że wcale nie jest tak prosto. A co do książek, zawsze były książki dobre i te gorsze. Zawsze będą się pojawiać książki, które będą miały innych odbiorców i będą wzbudzać kontrowersje.
14. Znalezienie wydawnictwa, które wprowadzi na rynek Pani powieść, ocenia Pani jako trudny proces? Jak to było w Pani przypadku?
Ciekawy, nowy, intrygujący – ale nie trudny. Nie użyłabym tego słowa. Wymagał na pewno cierpliwości i nabycia pewnego rodzaju dystansu i pokory. Uważam jednak, że to kolejne bardzo cenne doświadczenie.
15. Podobno przygotowanie książki do wydania to gehenna 😉. Wielu autorów opisuje je jako ciągłe walki z redaktorkami, które chciałyby sporo rzeczy zmienić. Jak Pani to wspomina? Było miło i przyjemnie, czy raczej nużąco?
Ja nie walczę, a na pewno nie z ludźmi mądrzejszymi od siebie. Mogę polemizować, rozmawiać, starać się zrozumieć, ale walczyć? Po co?! Przecież obie strony chcą tego samego, żeby książka się podobała i sprzedała. Ja jako autorka jestem bardzo mocno związana z książką, podchodzę do niej jak do dziecka, z emocjami. Redaktor czy korektor ma dystans, widzi pewne rzeczy z boku, po to jest. Właśnie po to, żeby zmienić, skrytykować, naprowadzić na odpowiednie tory. Byłabym głupia, gdybym utrudniała mu pracę. Także cały proces wydawniczy był pracowity, wymagał wiele przemyśleń, ale dla mnie był bardzo konstruktywny i potrzebny.
16. Lubi Pani współpracować z blogerami? Ceni Pani ich pracę? Jak Pani uważa: czy recenzje to istotny wkład w promocję książki?
O blogerach napiszę kiedyś książkę lub postawię im pomnik. Naprawdę, tyle ile zawdzięczam blogerom, a szczególnie swoim patronkom Magdzie z Czytamy bo kochamy i Natalii z BookParadise, jest nie do opisania. Dwie młode dziewczyny, które poświęcają swój czas, zaangażowanie, pomysły i siebie po to, żeby praca kogoś innego się sprzedała. A mają z tego…? Książkę! I niestety nie zawsze wdzięczność.
Dlatego bardzo lubię pracę z blogerami. Darzę ich ogromnym szacunkiem i podziwem.
17. Jakich języków się Pani uczyła/uczy? Planuje Pani wydać książkę za granicą?
W szkole miałam angielski i francuski. Obecnie wciąż uczę się języka angielskiego. Co do planów – gdzieś kotłują się w mojej głowie takie myśli, że może „Jeśli tylko…” zostanie kiedyś przetłumaczona na inny język. Jednak to bardziej mrzonki niż plany, ale kto wie, w końcu marzenia się spełniają.
18. Jakie rady ma Pani dla osób, które chciałyby wydać swoją powieść, ale brak im odwagi?
Życie jest za krótkie żeby się bać. Warto sięgać po marzenia, a nie patrzeć jak inni je realizują. Nikt za was nie osiągnie celu, jeśli nie spróbujecie, nie zaryzykujecie, nie zyskacie. Poza tym uważam, że skoro ktoś miał tyle samozaparcia, ambicji i pomysłów, żeby napisać książkę, to wysłać ją do wydawnictwa to najmniejszy problem. Bo tak naprawdę już się odważył, odważył się zostać twórcą.