Dzisiaj trochę luźniejszy post. Traktujcie go proszę z przymrużeniem oka, bo ma służyć głównie dobrej zabawie i może jeszcze poprawie stosunków między blogerami książkowymi a zwykłymi ludźmi 😉 .
Zebrałam nieco zdań, które na blogera książkowego zadziałają jak płachta na byka. Jeśli więc chcecie zachować dobre relacje ze swoim znajomym, lepiej ich nie wypowiadajcie, bo może się to skończyć śmiercią lub kalectwem 😉 .
1. „Masz coś z tego?”
Błagam! Nigdy, przenigdy nie zadawajcie tego pytania pogardliwym tonem. Sprowadzacie wtedy wszystko do przyziemnych korzyści. A, umówmy się, tylko nielicznym udaje się zarobić pieniądze lub odnieść korzyści materialne (poza egzemplarzami recenzenckimi) z bloga książkowego. Dla reszty to po prostu sposób dzielenia się swoją pasją, wyrażania siebie. Jak tu pytać, czy „masz coś z tego”? Jest to obcesowe i mało kulturalne, więc nie polecam takiego zachowania. Chyba, że chce się daną relację zakończyć raz na zawsze.
2. „Nie za dużo nawiązujesz tych współprac”?
Współprace działają jak narkotyk. Im więcej się ich nawiązuje, tym więcej się ich jeszcze chce i potrzebuje. Cóż, apetyt rośnie w miarę jedzenia. I niech ktoś, kto nie spędził wielu godzin na wysyłaniu maili do wydawnictw (bądź na odpowiadaniu na nie) pierwszy rzuci kamieniem.
3. „Czy to już czasem nie po terminie?”
Zapewniam Was, że każdy szanujący się bloger pamięta o swoich terminach. Tak, zdarza się je czasem przekroczyć, ale niech pierwszy zaprotestuje ten, który nigdy nie odesłał recenzji po przysłowiowym deadlinie. Tak więc, nie ma co przypominać blogerowi, że przekroczył termin. On sam dobrze to wie i na pewno go to gryzie. Nie trzeba człowieka bardziej dobijać 😉 .
4. „Czemu tyle czasu spędzasz przed komputerem?”
W samym pytaniu nie ma nic złego, ale jeśli ktoś doda odpowiedni ton… Bloger może się naprawdę wkurzyć. Zaufajcie mi, blog to zobowiązanie i pochłania naprawdę dużo czasu.
5. „A w wakacje też czytasz?”
Chyba nie muszę tłumaczyć, czemu takie zapytanie adresowane do kogoś, kto pisze O KSIĄŻKACH jest niestosowne.
6. „Nie histeryzuj, możesz zrobić to później”, kiedy blogerowi akurat zepsuje się program w komputerze lub sam komputer.
Nie ma nic bardziej wkurzającego, niż taka sytuacja: bloger musi pilnie poskładać „do kupy” wywiad, dokończyć recenzję lub zrobić coś innego, równie niecierpiącego zwłoki. Wszystko świetnie, siada sobie wyluzowany do laptopa i nagle… okazuje się, że w trakcie wykonywania owego ważnego zadania, komputer postanowił się zbuntować i zepsuć. Lub, mniej ofensywny, acz równie irytujący kłopot – zbuntować postanowił się program, którego akurat potrzebowaliśmy. I wtedy ktoś, kto powie „nie histeryzuj…”, naprawdę może doprowadzić do wybuchu. I potężnej kłótni.
7. „To w sumie fajne, niezobowiązujące zajęcie być takim blogerem. No i masz darmowe książki…”
Ach, ten powracający temat darmowych książek. Problem w tym, że jak komuś się ich już naprawdę sporo nazbiera, to nie myśli o nich w kategorii „o, jak super, darmowe książeczki!”, tylko zobowiązania, z którego musi się wywiązać wobec wydawnictwa, autora, portalu lub księgarni. A co do „fajnego, niezobowiązującego zajęcia”… Co tu dużo mówić. Ktoś, kto tak powie, jest zupełnie nieobeznany z blogosferą.
Podobało Wam się? Jeśli tak, bardzo się cieszę 😀 . Pozdrawiam Was serdecznie i dobrej nocy!
Pytanie o spędzanie czasu przed komputerem niezmiennie mnie wkurza. Ludzie zbyt często nie uświadamiają sobie, że napisanie postu zajmuje czas, odwiedzenie innych blogów zajmuje czas, działania w social mediach też. I, o zgrozo, wymagają komputera lub telefonu…
Dokładnie 😀 . Blogera najlepiej zrozumie drugi bloger, nie ma co się oszukiwać. Na szczęście jest ich dużo na polskiej ziemi 😉 . Pozdrowienia!
Zasadniczo się zgadzam, poza pierwszym punktem. Nie widzę nic złego w „przyziemnych korzyściach” z pisania bloga. Jeżeli ktoś chce to robić tylko dla darmowych egzemplarzy to WSZYSTKO W PORZĄDKU, dopóki recenzje takiej osoby faktycznie są szczere i nie robione na „odwal się”. Inna sprawa to motywacja w wytrwaniu w postanowieniu takiej osoby. Naprawdę, nie każdy musi pisać dla czystej przyjemności. Wiadomo, wtedy jest najfajniej, zarówno dla autora, jak i dla czytelników (lepiej podgląda się blogi pisane z sercem), no ale to nie jest konieczne. No i nie widzę też nic dziwnego czy niekulturalnego w pytaniu o korzyści. Jeżeli chcę się podzielić tym, że na przykład dostaję egzemplarze do recenzji, robię to, a jeśli nie – zwyczajnie odmawiam odpowiedni na pytanie (nie, to nie jest niegrzeczne).
Samo pytanie nie jest niekulturalne, pewnie, ale sporo razy spotkałam się z pytaniami pogardliwymi, takimi jakby rozmówca chciał sprowadzić wszystko do tego „nic z tego nie masz, to nie jest nic warte”. I taki właśnie ton jest wkurzający 😉 .
Bardzo dobrze podsumowałaś słowa, które niemalże codziennie słyszę od rodziny i znajomych. Jedni myślą, że to fajnie mieć darmowe książki za napisaną w ,,pięć minut” recenzję, szczególnie gdy przeczytaną książkę mogę oddać komuś innemu. A drudzy zastanawiają się po co to robię, bo to taaaakie czasochłonne.
Do Twojej listy można jeszcze dodać ulubione powiedzenie mojego taty: Harujesz za darmo! Za pisanie i robienie wydawnictwu reklamy powinni płacić!.
Mój tata wielokrotnie namawiał mnie, żebym rzuciła pisanie recenzji i zajęła się czymś ,,pożyteczniejszym”. Ale ja po prostu kocham książki i tak łatwo z tej miłości nie zrezygnuję, nawet wtedy, gdy trafi mi się wydawniczy koszmarek.
Pozdrawiam serdecznie, Ania 🙂
Dobre powiedzonko 😀 Może i coś w tym jest, że powinni płacić, ale książki to całkiem niezłe wynagrodzenie. Zwłaszcza pozycje przedpremierowe… Ale nie zrozumie tego ktoś, kto nie czuje tego na codzień 😀 Nie przejmuj się i rozwijaj pasję <3
Uściski <3
Blog książkowy to pasja i praca. Zgadzam się z Tobą, pewne uwagi mogą wkurzać No, ale programy komputerowe to całkiem inna sprawa Złośliwe, małe gadziny Potrafią napsuć krwi, zwłaszcza wtedy,gdy człowiek się spieszy
Otóż to 😀
Genialny post!
Dziękuję 😀 !
Nie trzeba człowieka dobijać? Skoro dostajesz książkę od wydawnictwa, zwłaszcza, jeśli to TY napisałaś do niego i masz mieć obsuwy to pierwsza powinnaś do niego pisać i o tym poinformować… To po prostu niegrzeczne.
Chodziło mi o to, że ktoś postronny, z rodziny lub znajomych, nie powinien dobijać blogera 😉 . Oczywiście, do wydawnictwa powinno się napisać, jeśli ma się mieć „obsuwy” 😉