Bob Cratchit był człowiekiem w średnim wieku, miał żonę i szóstkę dzieci. Pochodził z ubogiej warstwy społecznej, mieszkał w Londynie. Był chrześcijaninem. Pracował w kantorze Ebenezera Scrooge’a.

Gdy poznajemy go dwudziestego czwartego grudnia, za oknem kantoru szaleje zamieć śnieżna, a on ubrany jest jedynie w biały, włóczkowy szalik, ale nie posiada nawet palta: „[…] Kancelista, owinąwszy szyję długim białym szalikiem, którego końce dyndały mu poniżej pasa (nie mógł się bowiem poszczycić posiadaniem paltota), zjechał na końcu długiego łańcuszka chłopców po oblodzonym pagórku na Cornhill razy dwadzieścia, czcząc w ten sposób wieczór wigilijny[…]”.

Bob Cratchit miał wiele pozytywnych cech. Należała do nich na przykład pogoda ducha. Bob spotykał na swojej drodze wiele przeciwności losu, lecz nigdy się nie poddawał. W wigilijny wieczór, zaraz po spięciu ze Scroogem na temat wolnego dnia w Boże Narodzenie, mężczyzna był w stanie pójść do zjeżdżających na sankach chłopców i bawić się z nimi, aby uczcić Wigilię. Bob był też bardzo dobrym ojcem – opiekował się niepełnosprawnym Timem: „[…] A przecie jeszcze w drodze do domu był ognistym rumakiem Maleńkiego Tima”, a także kochał wszystkie swoje dzieci i w ich obecności można powiedzieć, że sam znów stawał się dzieckiem: „Bob powiedział, że nie wierzy, aby ktokolwiek kiedykolwiek upiekł taką gęś”. Mężczyzna był też wspaniałym mężem i człowiekiem doceniającym ciężką pracę żony i jej próby radzenia sobie z biedą, w której przyszło im żyć: „Bob Cratchit oznajmił głosem najspokojniejszym w świecie, że jest to największe arcydzieło kunsztu kulinarnego, jakie pani Cratchit stworzyła, odkąd są małżeństwem”. Bob był również łatwowierny (uwierzył, kiedy dzieci w ramach żartu powiedziały mu, że najstarsza córka, Marta, nie przyjdzie do domu na Święta). Bob Cratchit odznaczał się też niezwykłą sumiennością i dokładnością w wykonywaniu swojej pracy w kantorze Ebenezera Scrooge’a, pomimo niskiego wynagrodzenia.

Bob Cratchit może być przykładem prawdziwie dobrego, Bożego człowieka. Nigdy nie mówił o nikim źle, a podczas wigilijnej wieczerzy wzniósł nawet toast za swojego pozbawionego serca, okrutnego i skąpego pracodawcę, nazywając go „fundatorem tej biesiady”. Z jego słów można jasno wyczytać, że życzył Scrooge’owi wszystkiego, co najlepsze, w przeciwieństwie do wielu ludzi, którzy na jego miejscu złorzeczyliby takiemu szefowi.

Według mnie, Bob Cratchit w pełni zasługuje na pozytywną ocenę. Chociaż życie go nie rozpieszczało, pozostał dobrym, łagodnym i uczciwym człowiekiem, zachowującym odrobinę dziecięcej radości.

Komentarze są wyłączone.