
Życie potrafi zaskakiwać. Oklepany frazes? Niekoniecznie. Jak najbardziej sprawdza się w praktyce. Czasem mamy marzenia, które pozornie wydają się nie do spełnienia, przeważnie z przyczyn niezależnych od nas – płci, wieku, wyglądu, predyspozycji, stanu majątkowego. Nie spodziewamy się, że los jest przewrotny i może przygotować dla nas rozwiązanie, o którym się nam nawet nie śniło…
Wiktoria, zwana Wiki, teoretycznie jest kobietą. Teoretycznie, bo niemal każda jej cecha przeczy temu faktowi. Interesuje się przedmiotami ścisłymi, studiuje robotykę, trenuje krav magę i uwielbia się bić. Natura poskąpiła jej widocznych kobiecych atutów, więc większość osób myli ją z chłopakami. Wychowana obok czterech braci, przeszła prawdziwą szkołę przetrwania. Jest nieustraszona i ma dryg do rozwiązywania zagadek. Jej największym marzeniem jest zostać Iron Women – co już samo w sobie wydaje się śmieszne i niemożliwe do zrealizowania. Wszystko jednak zmienia się, gdy Wiki poznaje złodzieja stulecia oraz jego ucznia, Toma. W wyniku szeregu różnych zdarzeń także zostaje jego praktykantką. To doświadczenie zmieni ją oraz jej stosunek do rzeczywistości, a może nawet… umożliwi odkrycie prawdziwej siebie?
Przyznam szczerze, że obawiałam się tej książki. Bałam się, że natrafię na krwawe sceny, zabójstwa i nie wiadomo, co jeszcze. A ponieważ mam słabe nerwy… To rozumiecie, że nie lubię takich „mocnych” lektur. Na szczęście autorka mnie nie zawiodła. Skonstruowała fascynującą, pełną dynamicznej akcji historię, praktycznie nie umieszczając w niej brutalnych scen.
„Złodziej stulecia” był miłą odmianą po ckliwych romansach, którymi przeważnie okazują się książki młodzieżowe. Rozumiem raz, drugi, dziesiąty. Ale prawie każda, dostępna na rynku powieść zawiera ten sam schemat. Ile można?! Szczęśliwie, Gaja Kołodziej postanowiła wytyczyć własną ścieżkę i udało jej się to znakomicie. Ciekawa, niebanalna fabuła, świetna od strony psychologicznej. Nie ma się co dziwić, skoro autorka z wykształcenia jest psychologiem i coachem. Ale i tak ogromne brawa, że umiała przenieść swoją wiedzę na papier. Zarówno Wiki, jak i Tom zostali świetnie skonstruowani, nie byli sztuczni ani wyidealizowani. Naprawdę, sama przyjemność czytać takie książki.
Skoro już jestem przy bohaterach, to napiszę jeszcze parę słów o Wiki. Ostatnio widziałam film „Tomb Raider”, w reżyserii Roara Uthauga. Gdy niedługo potem zabrałam się za lekturę „Złodzieja stulecia”, miałam nieodparte wrażenie, że Wiki pod pewnymi względami przypomina Larę Croft. Jest tak samo nieustraszona, tak samo wytrzymała, inteligentna i… ciekawska? Wszędobylska? Trudno znaleźć odpowiednie słowo, ale między innymi dzięki tej cesze obie dziewczyny miały ze sobą dużo wspólnego. I tak jak polubiłam Larę, tak polubiłam i Wiktorię. Ta postać naprawdę się autorce udała.
W powieści nie zabrakło oczywiście ważnych tematów, takich jak śmierć lub zdrada. Nie napiszę, o jakich bohaterów chodziło, powiem tylko, że pod względem psychologicznym wszystko zostało opisane perfekcyjnie. O takich tematach warto mówić i pisać, zwłaszcza, jeśli robią to osoby mające… odpowiednie kwalifikacje. Tak jak Gaja Kołodziej, psycholog i coach.
Pojawiła się także niespełniona miłość, właściwie stały element nastoletniego życia. Wiki, nieszczęśliwie zakochana w najprzystojniejszym chłopaku w okolicy, przeżywa bardzo trudne chwile. Autorka daje jednak osobom, które przeżywają coś podobnego, nadzieję, że można zapomnieć, wyleczyć się, podźwignąć. Wiki jest tego najlepszym przykładem. Ważna okazała się również pomoc przyjaciół. Gaja Kołodziej podkreśla wartość przyjaźni i posiadania zaufanych osób, których można się poradzić i którym można się zwierzyć.
Autorka, jak przeczytałam, zna się na sztukach walki, w szczególności na krav madze. Wnioskuję, że zna się także na robotyce, bo opisy w książce były dokładne i wiarygodne. To ogromny plus, bo najbardziej lubię, gdy pisarze umieszczają w swojej twórczości to, na czym się znają i w czym mają doświadczenie. Wtedy mogę się czegoś nowego dowiedzieć, bez obaw, że będą to informacje niesprawdzone lub fałszywe.
Właściwie jedyny minus „Złodzieja stulecia” to to, że nie został dokończony wątek Toma. Czasem dobrze jest zostawić niedopowiedzenie, ale aż takie…? Tego się po prostu nie robi czytelnikom! Najchętniej przeczytałabym kolejny tom, ale on raczej nie powstanie. Chociaż… nigdy nie mów nigdy. I tego się trzymajmy.
Podsumowując, jestem naprawdę zadowolona z lektury. Wciągająca, napisana lekkim, zrozumiałym stylem, a przede wszystkim bogata w opisy przeżyć psychologicznych bohaterów. Dzięki temu nie są papierowi czy niewiarygodni. Książkę mogę polecić w zasadzie każdemu, zwłaszcza osobom, które mają równie słabe nerwy jak ja, bo skoro ja się nie bałam, to i Wy nie będziecie 😉 . Zaczęła się majówka, a Wy na gwałt potrzebujecie powieści, którą ze sobą zabierzecie? Wiecie, co robić… 😉 !
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce, Gai Kołodziej oraz wydawnictwu „Lucky”.