
Nie tylko w literaturze, ale też w prawdziwym życiu zdarzają się osoby, będące skrajnymi przeciwieństwami. Dwa przeciwległe bieguny. Wydaje się, że nie ma szans, aby tych dwoje zapałało do siebie cieplejszymi uczuciami. Musiałby chyba wydarzyć się cud…
Olimpia to nieśmiała studentka, typ mola książkowego, niepoprawnej romantyczki. Robert to klasyczny bad boy – arogancki przystojniak, syn właściciela największego klubu w Wolinowie – Corony. Swoimi erotycznymi ekscesami imponuje każdemu chłopakowi w okolicy. Pożeracz niewieścich serc – wszystkie dziewczyny marzą o tym, aby spędzić z nim choć jedną noc. Robert, poza krótkim, w porę zakończonym epizodem małżeńskim, nigdy nie pozostawał w trwałym związku. Liczy się dla niego przede wszystkim dobra zabawa i nie widzi powodu, aby zmieniać swoje postępowanie. Tych dwoje nie łączy zupełnie nic… poza ukrywanym od dłuższego czasu uczuciem, którym Olimpia darzy Roberta. Tylko czy to uczucie rzeczywiście łączy…? W tym sęk. Mężczyzna preferuje raczej biuściaste blondynki, które aż kipią seksapilem. Olimpię uważa za kogoś brzydszego niż ustawa przewiduje.
Przewrotny los sprawia, że Olimpia i Robert muszą pójść razem na bal połowinkowy. Z czasem okaże się, że to jedno wspólne wyjście wpłynie nieodwracalnie na ich wzajemne stosunki…
Pierwszym, co przyszło mi do głowy, gdy tylko przeczytałam książkę, było stwierdzenie, że przykre wydarzenia z dzieciństwa rzutują na dorosłość. Oczywiście, nie trzeba być psychologiem, żeby to stwierdzić. A jednak autorka przedstawiła to w sposób niezwykle wyraźny i namacalny – Robert, codziennie przeżywając odrzucenie ze strony ojca, podświadomie odreagowuje tę sytuację poprzez kontakty z rówieśnikami. Jest, delikatnie mówiąc, nieźle pokręcony psychicznie. Z tej powieści może wypływać nauka dla dorosłych: nie bądź przyczyną traumy twojego dziecka, bo to bardzo się odbije na jego późniejszym życiu. Nie teraz. Dopiero za paręnaście lat. Ale wtedy to trochę już podrośnięte dziecko może, kierowane wewnętrznym bólem, skrzywdzić kogoś innego.
Książka przekazuje nam także inny morał: intryga i zemsta nie popłacają. Dają chwilową satysfakcję, ale z biegiem czasu zaczynamy zdawać sobie sprawę, że jednak przyniosły więcej zła niż dobra. Przykładem tego może być nieszczęsna Madi i to, jak bardzo uknute przez nią intrygi odbiły się na niej samej.
Skoro już pisałam o intrygach i traumach, możemy przejść do przyjemniejszego aspektu powieści – przyjaźni i miłości. Olimpia ma wiele koleżanek, ale taką jej najlepszą przyjaciółką jest chyba Martyna. Ostatecznie to z nią bohaterka utrzymywała kontakt jeszcze długo po zakończeniu studiów.
Co do obrazu miłości, jaki został przedstawiony w powieści, mam pewne zastrzeżenia. Moim zdaniem, była ona zbyt naiwna. Tak samo jak zakończenie. Było przyjemne, owszem, ale według mnie, Olimpia zbyt szybko wybaczyła Robertowi. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby bez cienia wątpliwości od razu puścić wszystkie złe rzeczy w niepamięć, nawet jeśli te złe rzeczy czyniła nasza ukochana osoba.
Zastanawiała mnie też trochę postawa matki Olimpii, która niemal namawiała dziewczynę na seks przedmałżeński. Chyba starała się być „na czasie”, ale bez przesady. Odniosłam wrażenie, że sama Olimpia miała poważne wątpliwości, czy chce decydować się na tak poważny krok, jakim jest rozpoczęcie z partnerem współżycia. Rozmowa z matką wpłynęła na jej decyzję, ale to już każdy czytelnik powinien ocenić sam, czy był to dobry wpływ, czy raczej nie.
Autorka w ciekawy sposób przedstawiła wątek, znany wszystkim nieco bardziej zaprawionym w bojach czytelniczkom romansów – miłość grzecznej dziewczyny i bad boya. Nie zawiodłam się.
Co do spraw czysto technicznych: wspaniała okładka i BRAK BŁĘDÓW! Podczas lektury nie wychwyciłam najdrobniejszej literówki, co właściwie się nie zdarza. Wydawnictwo bardzo poważnie podeszło do sprawy korekty „Za głosem serca”, czym zyskało moje wielkie uznanie.
Powieść polecam wam na każdą porę roku, nie tylko na lato (parafrazując sformułowanie z tylnej części okładki). Nie zawiedziecie się, podobnie jak ja. Książka mnie wciągnęła i gdy tylko wracałam do domu po ciężkim dniu – od razu po nią sięgałam. Spędziłam przy niej bardzo przyjemne chwile. Monika Gut-Bartosiak ma bardzo dobre pióro, czego serdecznie jej gratuluję. Z chęcią sięgnę po jej następne powieści, o ile takowe pojawią się na rynku.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu „Novae Res”.
Bardzo fajna recenzja, pozdrawiam
Dziękuję i również pozdrawiam 🙂