
Ileż razy dziennie czytamy w mediach o różnego rodzaju przestępstwach – kradzieżach, rozbojach, morderstwach? Widzimy też, że policja w wielu przypadkach jest kompletnie bezradna i aż chcemy sami zebrać niezbędny ekwipunek i rozpocząć prywatne śledztwo. „Może sprawiedliwości wreszcie stałoby się zadość” mruczymy pod nosem, odkładając gazetę/smartfona i wracając do swoich zajęć. Po kilkunastu minutach już nie pamiętamy, o jakiej zbrodni czytaliśmy. A teraz zastanówmy się, co by było, gdyby… gdybyśmy jednak podjęli się prowadzenia tego amatorskiego śledztwa. Gotowi? A teraz dodajmy do tego szczyptę… no, dobrze… wiadro humoru i rozpocznijmy fantastyczną przygodę!
Wioletka Koperek to energiczna trzydziestolatka, która uwielbia wszelkie diety oraz twórczość Agathy Christie. Nie ma jednej stałej pracy. Właściwie to imała się już chyba każdego możliwego zajęcia, kolekcjonując doświadczenia i nowe umiejętności. Marzy o tym, aby choć przez chwilę poczuć się niczym prawdziwy detektyw. Wreszcie nadarza się idealna okazja: dziewczyna jest świadkiem przestępstwa w fabryce Słodziutka Babeczka! Rozpoczyna własne, lekko nieprofesjonalne dochodzenie, ale nawet nie przypuszcza, że za rogiem czai się kolejna zagadka. I tym razem to już nie będą przelewki…
„Wioletka na tropie zbrodni” to druga powieść Katarzyny Gurnard. Wcześniej wydała (również nakładem wydawnictwa „Lira”) inną komedię kryminalną, „Panią Henrykę i morderstwo w pensjonacie”. Na co dzień mieszka w Łodzi, które to miasto uczyniła miejscem akcji swojej najnowszej książki. Dzięki temu, że autorka doskonale zna przestrzeń, w której porusza się również Wioletka, fabuła jest bardziej jasna i zrozumiała; nawet czytelnik, który nigdy nie odwiedził Łodzi, jest w stanie bez problemu wszystko sobie wyobrazić. I to jedna z niewątpliwych zalet twórczości Katarzyny Gurnard.
Każdy bohater jest tutaj wyrazisty i wiarygodny. Zwłaszcza osiedlowy „klub” seniorek, przesiadujący całymi dniami na ławce przed blokiem! Myślę, że niemal każdy z nas zetknął się już z tego typu emerytkami, które potrafią odbywać wielogodzinne pogaduszki na ławeczkach, nierzadko w towarzystwie swoich yorków. Nikt, kto takiego towarzystwa nie doświadczył, nie zrozumie.
Sądzę, że jeden akapit należy poświęcić także Wioletce. Oj, tak, to niebanalna postać… Jej amatorskie dochodzenie sprawi, że nawet największy malkontent się uśmieje. Najpierw sam dobór podejrzanych, potem komiczne metody śledcze… I słabość do słodyczy… To wszystko, w połączeniu z talentem autorki, czyni z panny Koperek niepowtarzalną bohaterkę, która jeszcze na długo pozostanie w pamięci czytelnika.
A co do zakończenia… Było dobre, nawet bardzo, chociaż nie takiego rozwiązania się spodziewałam. Autorce udało się wyprowadzić mnie w pole. No i nie oczekiwałam aż tak brutalnej zbrodni, aż tak wielu opisów… Chociaż ogólnie książka naprawdę mi się podobała. W końcu co kryminał, to kryminał. Zbrodnia musi być jak należy. Aha, myślę, że finał historii da do myślenia wieeelu osobom, zwłaszcza sąsiadom pewnych rodzajów osób 😉 .
Podsumowując, powieść wypadła bardzo dobrze. Jeśli ktoś jest wielbicielem komedii kryminalnych i zabawnych bohaterek prowadzących amatorskie śledztwo, to… uwaga, dobrze trafiliście. Zapiszcie sobie koniecznie ten tytuł i zakupcie go przy najbliższej okazji, bo gwarantuję, że przypadnie Wam do gustu.
Tak więc, druga książka Katarzyny Gurnard wypadła równie świetnie jak pierwsza. Ale skoro apetyt rośnie w miarę jedzenia… Już nie mogę się doczekać, co będzie dalej… Oby druga część „Pani Henryki…” ukazała się już niedługo!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu „Lira”.