
Jesień życia to coraz rzadziej poruszany temat. Chyba że w kontekście niskich emerytur. Książki zazwyczaj opowiadają o młodych, zdrowych, silnych ludziach i ich perypetiach miłosnych. Nie jest to sarkazm – tylko czysta prawda. Z chęcią więc sięgnęłam po trochę inną powieść – traktującą o kobietach w średnim wieku i ich poczynaniach.
Monika jest wdową, ma dwoje dorosłych dzieci i wnuka. Oprócz tego jest kobietą dumną i honorową, z przysłowiową koroną na głowie. Ma pracę, którą lubi i wykonuje pomimo emerytury oraz grono sprawdzonych przyjaciółek, z którymi umawia się na babskie spotkania i ploteczki. Idealne życie, prawda? Niezupełnie. Tak naprawdę kobieta ma masę ukrytych na dnie serca zmartwień i nie do końca zabliźnionych ran. Tęskni za mężem, czuje się samotna, ulgę znajduje dopiero w pisaniu fraszek. Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia Monika poznaje… Dziada. Jak można się z samego przezwiska domyślić, znajomość ta rozpoczęła się w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Często jednak los potrafi wytyczyć ludziom różne ścieżki… Może właśnie ten najbardziej znienawidzony człowiek stanie się kimś najważniejszym?
Książka jest wciągająca, napisana z dużą dozą dystansu, ale i ciepła dla bohaterów. Widać, że autorka bardzo się z nimi zaprzyjaźniła.
Fabuła miejscami jest tak zabawna, że można się uśmiać do łez. Zwłaszcza perypetie Moniki na samym początku są niemal jak z powieści o Bridget Jones (którą, jak już wielokrotnie pisałam, uwielbiam). Sporo z fraszek, które tworzyła główna bohaterka, również przypadło mi do gustu.
Jako że miałam okazję poznać powieść jeszcze przed korektą, było w niej sporo błędów interpunkcyjnych, ale bynajmniej nie poczytuję tego za jej wadę. Zapoznałam się już z efektem końcowym i jest on wspaniały.
Czekam też na kolejne części książki. Chciałabym, aby były równie dobre jak część pierwsza. Oby autorka nie zniechęciła się w międzyczasie, bo jej dzieło może pokochać naprawdę wielu czytelników.
Wielkimi krokami zbliża się Boże Narodzenie i wszyscy zastanawiamy się, co z tej okazji podarować bliskim. Polecam „Wcale mi nie zależy” na prezent dla ukochanej kobiety. Sama bardzo bym się ucieszyła z takiego podarunku. Najlepiej w komplecie z pudełkiem czekoladek 😉.
Jaki morał dla nas płynie z tej powieści? Chyba taki, że warto czasami schować koronę do kieszeni i spełniać marzenia. Ważne, żeby decyzję o zdjęciu korony podjąć w odpowiednim czasie, bo później może być… za późno. Monika o mały włos by się o tym przekonała. Moje drogie! Nie warto zawsze unosić się honorem. Czasem trzeba po prostu przeprosić, porozmawiać, wyciągnąć rękę na zgodę, zrobić pierwszy krok. Nie warto się tego wstydzić! W końcu siła leży w nas! Myślę, że właśnie tego uczy nas książka Miry Białkowskiej. Jeśli znamy kobietę, której poczucie własnej wartości jest głęboko „pod poziomem morza” – nie zwlekajcie i sprezentujcie jej tę powieść. Albo przynajmniej polećcie. Poprawi humor i pomoże w schowaniu korony.
Za możliwość przedpremierowego przeczytania oraz patronowania książce serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu „Białe Pióro”.
Oj tak, święte słowa Korona potrafi zawadzać w życiu Ale mamy na to swoje sposoby. Na przykład spora dawka śmiechu, prawda? Dziękiję z świetną recenzję i dobrą podpowiedź
A ja dziękuję za komplementy 🙂 . Cieszę się, że recenzja się Pani podobała i zgadzam się, że dużo śmiechu może pomóc w likwidacji korony 🙂