
Nie da się przejść przez życie, unikając podejmowania decyzji. Prędzej czy później zostaniemy zmuszeni do deklaracji, do opowiedzenia się po czyjejś stronie, do wyboru partnera czy pracy. Jednak dla tych, którzy się boją, mam dobrą wiadomość: nawet potencjalnie zła decyzja może być początkiem czegoś naprawdę dobrego.
Ewa, którą zdążyliśmy już poznać w „Singielce w Londynie”, świetnie sobie radzi. Nie ośmiesza się przy każdej okazji, opanowuje język angielski, nie ma na co narzekać w pracy. Do tego Zosia wraz ze swoim chłopakiem, Pawłem, są naprawdę świetnymi przyjaciółmi, którzy w ogień by za nią skoczyli. Wreszcie Ewie zaczyna układać się także w życiu miłosnym. Olivier, chodzący ideał, dba o nią jak o księżniczkę i sprawia, że czuje się wyjątkowo. A jednak… Los nie może dopuścić, aby wszystko układało się zawsze pomyślnie. Nagle okazuje się, że Olivier nie jest wcale taki idealny, a praca Ewy może dostarczyć jej jeszcze wielu stresów… Czy kobieta poradzi sobie z przeciwnościami i dokona dobrych, choć trudnych wyborów?
Już „Singielka w Londynie” całkowicie skradła moje serce, a Ewa z wdziękiem wpadająca w kolejne tarapaty wydała mi się pisarskim majstersztykiem. Po prostu klasyka gatunku komedii romantycznej. Sądziłam, że teraz może być tylko lepiej. I nie przeliczyłam się.
W stosunku do „Singielki…” autorka wprowadziła parę zmian. Przede wszystkim Ewa nie jest już tak roztrzepana i nie pakuje się w kłopoty przy każdej nadarzającej się okazji. Owszem, czasem jej się to zdarza, ale już nie tak spektakularnie i zazwyczaj szybko jest w stanie zatuszować swoje „wpadki”. To dobrze, bo wyraźnie widać, że bohaterka uczy się na błędach i idzie do przodu. Wyciąga lekcje z przytrafiających jej się porażek i potrafi przekuć je w sukces.
Ogromny plus za to, że Olivier i Paweł są chirurgami. Co prawda uwzględniłabym w fabule jeszcze więcej szczegółów ich pracy, ale może to tylko moje zdanie, wynikające z fascynacji medycyną. Chociaż wiem, że autorka również nad tym myślała i obiecała, że nad tym popracuje… Więc czy powinnam już się cieszyć na opisy wstrząsających przypadków medycznych w kolejnych częściach przygód Ewy? Prawdopodobnie tak. Okaże się…
Autorka tak skonstruowała postać Oliviera, że nie potrafiłam się na niego gniewać, nawet wtedy, gdy jego zachowanie było, delikatnie rzecz ujmując, dyskusyjne. Kiedy tylko zaczynałam odczuwać złość na tego bohatera, autorka od razu przytaczała wyjątkowo wiarygodne wytłumaczenie, które sprawiało, że od razu w sercu go rozgrzeszałam. To na pewno jest idealna droga, aby trafić do serc czytelniczek. Mówię to z własnego doświadczenia, bo sama czuję się trafiona i zatopiona przez urok Oliviera.
Generalnie książka niesie ze sobą bardzo optymistyczne przesłanie. Każdy, nawet ktoś, kogo uważamy za największego nieudacznika życiowego, jest w stanie odnieść sukces, oczywiście o ile na niego zapracuje. No i… na błędach trzeba się uczyć. Możemy go popełnić nie raz, nie dwa, ale dwadzieścia, ale musimy starać się wyciągnąć z niego naukę na przyszłość.
„Singielka w Londynie. Stare miłości i nowe rozterki” to ciepła opowieść o miłości, sukcesach, ale i porażkach. Marta Matulewicz ciepło odnosi się do swoich bohaterów i sprawia, że każdy zaczyna patrzeć przychylniej i przyjaźniej na samego siebie; nie irytuje się na siebie aż tak bardzo za popełniane błędy i „wpadki”. Bardzo polecam wszystkim kobietom, nie tylko tym z kompleksami oraz tym, które chcą nauczyć się śmiać się z samych siebie. To idealna lektura na każdą porę roku – wniesie ze sobą uśmiech i promień słońca, nawet w trakcie zimy stulecia.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce, Marcie Matulewicz oraz wydawnictwu „Lira”.