
Jak wiele można poświęcić dla spełnienia swojego marzenia, nawet wtedy, gdy wydaje się ono niemożliwe do spełnienia? Czy jest szansa na dokonanie nieprawdopodobnego? Czy trudności umacniają relacje z bliskimi, czy może wręcz przeciwnie?
Monika i Jolka to dwie z sześciu przyjaciółek, które mieliśmy okazję poznać w „Mężu potrzebnym na już” i w „Gorzej być (nie) może”. Dowiedzieliśmy się, że tworzą one parę i są razem szczęśliwe, ale marzą o czymś więcej. O założeniu rodziny. Jak wiadomo, w ich przypadku nie jest to proste. Proszą więc przyjaciółki o radę, co zrobić, aby każda z nich jednocześnie mogła zajść w ciążę. Odpowiedź jest łatwa. Muszą poszukać przelotnego romansu, przełamać się i wyjść poza ramy swojej orientacji. Rozpoczynają więc poszukiwania ojca dla swoich dzieci, co nie będzie ani bezproblemowe, ani przyjemne. Na ich drodze pojawiają się również inne trudności, które muszą pokonać. Czy ich relacja przetrwa i będą mogły cieszyć się sobą i swoim szczęściem? Ile będą w stanie poświęcić w imię spełnienia największego marzenia: posiadania dzieci?
O ile „Mąż potrzebny na już” i „Gorzej być (nie) może” były lekkie w odbiorze, a do tego na pewno łatwiejsze do stworzenia, o tyle „Poszukiwani, poszukiwany” musiało nastręczyć autorce więcej trudności. W końcu opisanie związku jednopłciowego w sposób wiarygodny, a jednocześnie taki, aby pozostać w kręgu komediowym, musi stawiać przed pisarzem większe wyzwania. Jak poradziła sobie Małgorzata Falkowska?
Twórczość tej autorki albo się kocha, albo nienawidzi. Ja należę do tej pierwszej grupy, choć wiem, że znajdą się i hejterzy. Tak, hejterzy, bo wielu opinii konstruktywną krytyką nawet przy najszczerszych chęciach nazwać się nie da. Od razu zaznaczam, że mnie cykl o sześciu przyjaciółkach bardzo przypadł do gustu i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Niektórzy twierdzą, że bohaterki są płytkie, opisane w sposób jednowymiarowy, przez co nie sposób się z nimi utożsamić. Osobiście się z tym nie zgadzam. Uważam, że Małgorzata Falkowska nie chciała stworzyć poruszającej powieści obyczajowej z niezwykle złożonymi postaciami, ale pragnęła po prostu dać czytelnikowi dobrą rozrywkę, a przy okazji „przemycić” myśl, jak ważnymi rzeczami w życiu człowieka są przyjaźń i miłość. I za to jestem autorce wdzięczna.
Uff. Skoro napisałam już, co najbardziej leży mi na sercu, czas na kolejne akapity.
Mam wrażenie, że Małgorzata Falkowska tęskniła za brakiem odrobiny kontrowersji w cyklu o przyjaciółkach, więc zdecydowała się pod płaszczykiem kolejnej komedii romantycznej „przemycić” coś znacznie bardziej elektryzującego. Bo cóż może w dzisiejszych czasach zelektryzować czytelnika bardziej niż wątek związku homoseksualnego? Zastanawiałam się, jak autorka poradzi sobie z opisaniem tak trudnego tematu. Bo wiadomo, że najtrudniejsze do opisania są rzeczy, których nie doświadczyliśmy osobiście, o których możemy jedynie spekulować lub coś sobie wyobrażać. Według mnie poradziła sobie bardzo dobrze. Wiem, że niektórym brakowało „pikanterii”, ale czy związek (obojętnie, czy męsko-męski, damsko-męski, czy damsko-damski) opiera się tylko i wyłącznie na tym? Podobał mi się sposób opisania relacji Moniki i Jolki, właśnie ze względu na fakt, że była to relacja oparta na przyjaźni, wzajemnym zaufaniu i pomocy, a nie na buzujących hormonach.
Książka nawołuje do tolerancji, apeluje, aby nie wyszydzać kogoś tylko dlatego, że jest odmiennej orientacji. Przecież człowiek to człowiek i o tym powinniśmy zawsze pamiętać i szanować innych, nawet tych, którzy według nas są „odmienni” i „dziwni”. Nie nam oceniać czyjeś postępowanie i to, czy jest dobre, czy złe. My powinniśmy każdego traktować życzliwie i z miłością, bo inaczej urządzimy sobie nawzajem piekło na ziemi.
Powieść motywuje także do pomocy biednym. Wątek zbiórki darów dla ubogich afrykańskich dzieci może nie był bardzo znaczący dla fabuły, ale sądzę, że trafi do niemal każdego czytelnika, przekona go, że warto pomagać. Ukazana „od kuchni” jest też fundacja, zajmująca się pomocą Trzeciemu Światowi. Widać, że autorka musiała nie raz zetknąć się z takową organizacją, bo opisała wszystko bardzo wiarygodnie i dokładnie.
Plusem jest również postać Anki. Wesoła, pomocna, lekko zakręcona. Mój ulubiony typ bohatera książkowego. Autorka powinna zdecydowanie częściej umieszczać w swoich dziełach takie postaci, bo ma talent do ich konstruowania.
Książka, mimo nieco kontrowersyjnego wątku głównego, pozostawia po sobie przyjemne wrażenia. Przyjemnie się też ją czyta. Lekki styl i zabawne dialogi – to domena Małgorzaty Falkowskiej. Tak trzymać.
Zakończenie również okazało się mocne, nieprzewidywalne, powodujące natychmiastową chęć sięgnięcia po kolejny tom przygód sześciu przyjaciółek. Nie mogę się wręcz doczekać!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce, Pani Małgorzacie Falkowskiej.