
Tragiczne wydarzenia zmieniają nasze życie w jednej chwili. Coś się dzieje, a my w żaden sposób nie jesteśmy w stanie temu zapobiec. Potem wpadamy w rozpacz i długo nie potrafimy wrócić do poprzedniego, beztroskiego zachowania. A jednak… czasem takie tragedie stają się początkiem czegoś nowego. Czegoś pięknego. Czegoś, co inaczej nigdy by się nie stało.
Julia jest młodą wdową. Po śmierci męża została sama z kilkuletnią córeczką, Everleigh, stertą rachunków, na których opłacenie nie ma pieniędzy oraz ze złamanym sercem, którego upływ czasu wcale nie zalecza. Nie lubi prosić o pomoc, a już zwłaszcza nie Crew – swojej pierwszej miłości, człowieka, który zawsze ją zawodził, ale który teraz może okazać się jej ostatnią deską ratunku.
Crew to były zawodnik MMA, który przez uraz rdzenia kręgowego stracił szansę na rozwój kariery. To wojownik z charakteru i człowiek, który nigdy nie poddaje się bez walki. To także brat zmarłego męża Julii, ciągle obwiniający się o jego śmierć. Gdy Julię i Everleigh dotyka kolejny dramat, Crew wie, że dostał od losu szansę na naprawienie błędów i zadośćuczynienie krzywd, które wyrządził szwagierce, swojej pierwszej wielkiej miłości. Wie, że tę szansę musi wykorzystać. I dla tej sprawy jest gotów na każdą ofiarę, również na poświęcenie samego siebie.
Po tę książkę sięgnęłam niemal w ciemno, ze względu na to, że łudząco przypominała mi „Consolation”, wydane wcześniej przez wydawnictwo „Szósty Zmysł”. Jednak właściwie już na początku lektury okazało się, że te dwie pozycje nie będą miały ze sobą wiele wspólnego.
Plusem „Poświęcenia” jest na pewno szczegółowo przedstawiona choroba nowotworowa dziecka. Autorka albo wykonała dokładny research, albo miała w tej dziedzinie jakieś doświadczenia. Mam nadzieję, że to była jednak kwestia researchu, co nie zmienia faktu, że jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tym dramacie, który dotyka dziecko i jego rodzinę, a także o przebiegu leczenia – powinien zakupić tę powieść, a dopiero potem przeglądać Internet.
Co do postaci… tradycyjnie, jak to w większości romansów bywa, lepiej wykreowany został mężczyzna. Crew to typowy bad boy, który wraca na dobrą drogę i postanawia odkupić winy. Miejscami trochę dramatyzował lub wyolbrzymiał swoje bohaterstwo, ale ogólnie nie narzekam. Jedynie jego ciągłe przeklinanie i porywczość działały mi na nerwy. Wtrącanie wyrazów na „k” niemal pięć razy w ciągu jednego zdania to już przesada. Tak samo jego gwałtowność. Przypominał mi trochę Cześnika z „Zemsty”… To oczywiście żart, ale mógłby nieco bardziej nad sobą panować.
Za to Julia… No cóż mogę powiedzieć. Tylko czasami jej współczułam, a jeszcze rzadziej rozumiałam. Przez większość czasu zachowywała się jak rozkapryszona księżniczka, której nic się nie podoba. To, jak opryskliwie traktowała Crew, kiedy starał się jej pomagać… Rozumiem, urazy z przeszłości, ale w obliczu tak tragicznych wydarzeń, z jakimi przyszło im się zmierzyć, wypadałoby schować swoje humorki do kieszeni.
Autorka położyła nacisk na opisanie trudnych decyzji, z jakimi człowiekowi przychodzi się zmierzyć w różnych momentach życia. I to zdecydowanie jej się udało. Opisy te były w większości dosyć wiarygodne i łatwe do wyobrażenia. Zwłaszcza samotne macierzyństwo i wybory, które wiązały się z nim i z brakiem finansów… Jeżeli ktoś nie rozumie, jak ciężko jest samotnej kobiecie, zdecydowanie powinien po tę książkę sięgnąć.
Podsumowując, powieść czyta się szybko, a chwile z nią spędzone zaliczają się do tych dobrych. Obiecywano mi co prawda, że ta historia połamie moje serce na milion kawałków, a tak się raczej nie stało. Czy jednak poleciłabym „Poświęcenie” innym? Chyba tak, na urlop to lektura idealna. Jeśli tylko ktoś lubi tego typu literaturę, a do tego nie straszny mu wątek ciężkiej choroby. Jeżeli natomiast chodzi o moją opinię, to napiszę w kilku słowach: bez szału, ale też bez blamażu książki w moich oczach. Po prostu przeciętnie.
Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu „Szósty Zmysł”.