
„Hold fast to dreams/ For if dreams die/ Life is a broken-winged bird/ That cannot fly” – Langston Hughes
Po trudnych doświadczeniach często zamykamy się w sobie, przestajemy w siebie wierzyć i, co najbardziej istotne, marzyć. Wykonujemy to, co każą nam inni, wmawiając sobie, że nie zasługujemy na nic lepszego, że nasze marzenia są głupie, a ich spełnianie może nas zrujnować. Jeżeli jednak będziemy mieli szczęście, w pewnym momencie przeżyjemy wstrząs, który uświadomi nam, że potrzebujemy zmian.
Magda jest młoda i atrakcyjna, ma córeczkę i właśnie została rozwódką. Po kilku latach trwania w małżeństwie z tyranem, postanowiła wreszcie się od niego uwolnić. Wcale nie jest to łatwe, zważywszy na fakt, że matka dziewczyny stoi po stronie zięcia, nie udzielając nawet krztyny wsparcia swojej córce. Toruńska radna, którą to funkcję pełni matka Magdy, jest nieczuła i gotowa poświęcić wiele dla kariery. Karierę chce również zapewnić wnuczce – i tak rozpoczyna się znajomość Magdy z Alkiem.
Alek, uliczny malarz, żyje z dnia na dzień. Lubi swoją „pracę”, bliskie obcowanie z ludźmi i sztuką. Gdy nie maluje, romansuje z przygodnie poznanymi kobietami. Pewnego dnia dowiaduje się o konkursie dla osób nieposiadających artystycznego wykształcenia i to wydarzenie okazuje się punktem zwrotnym w jego życiu. W poszukiwaniu inspiracji, spotyka dziewczynkę, przytulającą swojego psa. Towarzysząca dziewczynce kobieta wyraża zgodę na wykorzystanie wizerunku dziecka. Kolejne wydarzenia przynoszą adrenalinę, złość, rozczarowanie, ból, ale też miłość i namiętność. Siedem dni – to dużo czy mało? Na poznanie się, zakochanie i zmianę swojego światopoglądu? Na dążenie do marzeń?
Z książką spędziłam bardzo przyjemny czas. Zaskoczyła mnie, ale czy pozytywnie? O tym za chwilę.
Oczywiście, jak sam tytuł wskazuje, motywem przewodnim powieści są marzenia. I to nie byle jakie – takie, jakie posiada właściwie każdy człowiek. Marzenia, aby wybrać zawód, który się chce, a nie taki, jaki podpowiadają statystyki rynkowe. Marzenia o akceptacji, miłości i bezpieczeństwie. O pełnej, szczęśliwej rodzinie, udanym małżeństwie, wsparciu ze strony najbliższych.
Przesłanie „Palety…” jest zdecydowanie motywujące: spełniaj marzenia, goń za nimi, bo nikt inny tego za Ciebie nie zrobi. Nikt nie przeżyje życia za Ciebie. Nikt inny o Ciebie nie zadba. Walcz o swoje szczęście i nie pozwól wmówić sobie, że Twoje pragnienia są nic niewarte.
Fabuła porusza wiele istotnych wątków, ale najważniejsze są chyba te dwa: brak wsparcia ze strony bliskich oraz trudna przeszłość, odniesione w niej rany, rzutujące na teraźniejszość. Brak wsparcia… przy tej okazji można wspomnieć zarówno rodziców Magdy, jak i Alka. Główni bohaterowie pokazują, jak bolesne jest, gdy bliscy odwracają się od człowieka, nie rozumieją go, nie są przy nim wtedy, gdy najbardziej ich potrzebuje.
Z kolei trudna przeszłość… ona pojawia się praktycznie w każdej książce. Dlaczego? Bo niemal każdy nosi w sercu nie do końca wygojone rany, które potem rzucają cień na teraźniejszość, a nawet na przyszłość. Magda i Alek – oboje poranieni, a jednak byli w stanie pomóc sobie nawzajem. Bierzmy z nich przykład.
Przyznam szczerze, że autorka miała piękny pomysł na fabułę. Zarówno wątek palety kolorów, palety marzeń, jak i siedmiu dni, podczas których bohaterowie mieli się poznać – ideał. Dodajmy do tego swobodny styl, jakim posługuje się Małgorzata Falkowska i… już sobie wyobrażacie? Tak, tak – zapewniam, że Wasze wyobrażenia niewiele różnią się od rzeczywistości.
Co do bohaterów… Powiem tak: chwilami żywiłam do nich ogromną sympatię, współczułam im i kibicowałam, a chwilami miałam ochotę mocno nimi potrząsnąć. Zwłaszcza Magdą. Cieszę się, że w końcu pokazała charakter, bo inaczej już naprawdę bym się na nią wściekła.
Fabuła dosyć powolnie się rozwijała, ale było warto czekać. Sam wstęp może momentami się ciągnąć, ale z drugiej strony… jest intrygujący. I dobrze wprowadza w historię Magdy i Alka.
Już nie pierwszy (i na pewno nie ostatni) raz sięgnęłam po powieść Małgorzaty Falkowskiej i jak zwykle nie pożałowałam. Spędziłam przy lekturze nader przyjemne godziny i mogę polecić tę książkę innym, zwłaszcza kobietom, które wybierają się na wakacje. „Paleta marzeń”, w pakiecie z grzejącym słońcem i pięknymi widokami… Po prostu… marzenie.
Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce, Małgorzacie Falkowskiej.