
Cóż… Zapewne zastanowi Was, dlaczego skoro recenzuję tę książkę, nie dałam jej pięciu gwiazdek. Otóż, „Ono” ma pewne wady; nie da się ukryć, że raczej nie wprawia w dobry humor, ale też nie zakłamuje rzeczywistości. A teraz parę słów o fabule powieści…
Główną bohaterką jest dziewiętnastoletnia Ewa, pochodząca z miasteczka na południu Polski. Ewa mieszka z rodzicami i młodszą siostrą, pracuje jako ekspedientka. Marzy o tym, żeby wyprowadzić się z domu do jakiegoś dużego miasta, najlepiej do Warszawy… W noc sylwestrową razem z koleżankami wybiera się na dyskotekę. Ma nadzieję, że spotka mężczyznę, który wybawi ją od szarej codzienności w prowincjonalnym miasteczku. Ubiera się w króciutką sukieneczkę z ogromnym dekoltem. O północy na specjalnym podium tańczy dziko. W końcu zaczynają się nią interesować trzej przystojni mężczyźni pochodzący z różnych stron Polski. Ewa, już trochę pijana, wsiada z nimi do samochodu, myśląc naiwnie, że chcą ją tylko odwieźć do domu, a potem…
Po dwóch miesiącach okazuje się, że Ewa jest w ciąży. Nie wiadomo, z kim, bo przecież mężczyzn było trzech… Ono – tak nazywa swoje nienarodzone dziecko, rozmawiając z nim. Ale tak właściwie to rozmawia sama ze sobą – porządkuje sobie w głowie wszystkie sprawy, zwraca uwagę na to, co dotąd było dla niej normalne albo co jej nie przeszkadzało.
„Ono” to poruszająca książka, przedstawiająca problem niechcianej ciąży i aborcji. Na brzuch Ewy każdy patrzy z innym grymasem, co innego myśli. Powieść pokazuje też, jak trudna i przykra potrafi być reakcja znajomych, a zwłaszcza rodziny, na informację o „wpadce”. Wyzwiska ze strony matki i plotki rozpuszczane przez sąsiadów…
Książka pomaga też w odpowiedzi na rodzące się w głowach wielu młodych osób pytania: czy płód już jest człowiekiem, czy nie? Czy aborcja rzeczywiście jest jak wyrywanie zęba – krótka, bezbolesna i łatwa do zapomnienia? Czy nienarodzone dziecko słyszy?
Dorota Terakowska w swojej powieści demaskuje również fałszywą wiarę niektórych osób; myślę, że świetnie nakreśli ten wątek pewien cytat: ” – Chodź ze mną. Boję się – mówi. ->[tę kwestię wypowiada Ewa].
– Nie mogę – odpowiada Teresa. – Wszyscy zwróciliby uwagę, że gdzieś razem idziemy. Przecież nigdy razem nie chodzimy. Każdy by myślał, że dzieje się coś niezwykłego. A co może być niezwykłego w takim mieście jak nasze? Skoro to nie niedziela i nie msza, to gdzie możemy iść razem, jak nie na skrobankę?”. W podkreślonym przeze mnie fragmencie świetnie widać, że wielu osobom chodzenie na msze święte zupełnie nie przeszkadza w posiadaniu poglądów całkowicie sprzecznych z nauką Kościoła Katolickiego.
Autorka także doskonale pokazuje rolę telewizora w rodzinie, a właściwie tego, że w wielu domach jest on traktowany jako najważniejszy członek rodziny. Pozwolę sobie przytoczyć jeden z kilku fragmentów książki, przemyślenia Ewy na temat telewizji: „Wielki Brat to program dla całej rodziny. Hipermarket to program dla całej rodziny. Bridget Jones i Harry Potter to program dla całej rodziny. Ibisz to program dla całej rodziny. Wiosną mamy rekolekcje dla całej rodziny, z których wracamy i siadamy przed telewizorem. Telewizja to nieustający program dla całej rodziny; bez niej rodzina nie wie, co ze sobą zrobić. Bez telewizji czujemy się ze sobą źle. Ona jest jak nieprzyzwoita przyzwoitka, skraca do minimum czas, w którym musielibyśmy spojrzeć sobie w oczy i coś sobie powiedzieć”…
Podsumowując, „Ono” to nie jest słodka powieść dla młodzieży, o zakochaniu i ze szczęśliwym zakończeniem. To do bólu prawdziwa historia, pełna pytań bez odpowiedzi i cierpienia. Ale mimo to uważam, że książka jest bardzo wartościowa i każdy młody człowiek powinien ją przeczytać. Nie tylko ze względu na poruszone w niej poważne tematy, ale także dlatego, żeby dowiedzieć się, do czego może doprowadzić głupi błąd na imprezie sylwestrowej, taki jak za krótka sukienka…
Trudna lektura, ale zgadzam sie, że warta głębszej refleksji! Dziękuję za mądre recenzje, także nielatwych lektur! Pozdrawiam serdecznie
Rownież pozdrawiam 🙂 i zapraszam do dalszych wizyt na stronce.