
W lekturach szkolnych poruszanych jest wiele tematów, bardziej i mniej ważnych dla uczniów. Ale tak naprawdę mało która książka zmienia poglądy i sposób życia młodych ludzi. Nie chcę tutaj rozwodzić się nad tym, czy lektury są ważne i przydatne, ani tym bardziej kwestionować pracy Ministerstwa Edukacji. Ale miałabym jedną propozycję: nauczyciele powinni polecać swoim podopiecznym „Nie powiedziałam nic”. Bo to jest pozycja, która naprawdę może wywrzeć wpływ na młodych buntowników, uważających używki za jedyny sposób na dobrą zabawę. Zaręczam, że ten sposób sprawdzi się lepiej, niż moralizatorskie pogadanki podcz as godziny wychowawczej.
Robert, Weronika, Konrad i Klara poznali się na wakacyjnym obozie. Szybko zostali przyjaciółmi, chociaż się na to nie zanosiło. Różnice między nimi były ogromne, ale, jak powszechnie wiadomo, przeciwieństwa się przyciągają. Pomimo zawirowań, dogadali się i miło spędzali razem czas, nawet po powrocie z obozu. Dołączył do nich także najbliższy przyjaciel Konrada, Aleks. Klara i Robert zostali parą, a Weronika, siostra bliźniaczka Roberta, skrycie darzyła uczuciami Konrada. Wiadomo, że w życiu dorastających ludzi uczucia grają olbrzymią rolę, ale jeszcze większą pełni dobra zabawa. Nie ma młodości bez zabawy, prawda? Właśnie. No i pewnego dnia przyjaciele odkrywają substancje, które skutecznie pomagają im w czerpaniu z życia tej radości. Niestety kosztem nie tylko ich zdrowia, ale i wzajemnej relacji.
Powieść, tak jak napisałam na początku, uważam za idealnego kandydata na listę lektur gimnazjalnych. A po reformie edukacji – starszych klas podstawówki. Dlaczego? Po pierwsze, jest wartościowa. To bez dwóch zdań. Aczkolwiek niezwykle wstrząsająca. Nie mogę przestać o niej myśleć. O tym, jak człowiek sam jest w stanie zniszczyć sobie życie. Nawet nie tylko sobie – innym też. O tym, że trzeba mieć tyle samozaparcia i asertywności, żeby odmówić, gdy ktoś chce nam pomóc w niszczeniu siebie. Wiadomo, że świat dostarcza nam wielu takich sposobów, ale trzeba być dojrzałym i je odrzucić. Autorka pokazuje, co się dzieje, gdy tego nie zrobimy. Dramatyczne losy bohaterów, opisane niezwykle dokładnie i obrazowo, działają lepiej niż sztywne zakazy, które w dobrej wierze stawiają młodym dorośli.
Dorota Dyś, jako socjolog, zapewne widziała już niejednego zniszczonego przez używki człowieka. Pisząc „Nie powiedziałam nic” chce uchronić swoich czytelników przed podobnym losem.
Na mnie książka wywarła piorunujące wrażenie. Spodziewałam się tego, ale nie w aż takim stopniu. Autorka sprawiła, że najpierw polubiłam bohaterów, przywiązałam się do nich, a później, stopniowo, prowadziła akcję w kierunku scenariusza nieuchronnego, najstraszniejszego z możliwych. Informacja o każdej kolejnej tragedii na nowo łamała mi serce i sprawiała, że zaczynałam się cieszyć, iż to, co czytam, to tylko książka, fikcja literacka, a nie zaś prawdziwe wydarzenia, które rozgrywają się obok mnie i dotyczą ludzi, których znam. Niemniej jednak jestem świadoma, że podobne historie dzieją się codziennie, a aktorami w tych przedstawieniach grozy są często osoby w moim wieku. Wielokrotnie czyta się o samobójstwach nastolatków i o tym, że ich przyczyną były narkotyki. Sądzę, że ta książka mogłaby pomóc, uratować choćby jedno z istnień ludzkich, które decyduje się na „uprzyjemnienie” sobie codzienności używkami.
Podczas lektury „Nie powiedziałam nic” zwróciłam uwagę na jeszcze jeden aspekt, a mianowicie: rolę rodziny i szkoły w życiu bohaterów. Poza tym, że Robert i Weronika byli bliźniakami i tym, że na początku Klara powiedziała parę słów o swoich krewnych, praktycznie nie spotkałam pozytywnego opisu rodziny. Jasne, przez chwilę pojawiła się babcia Konrada, ale ten wyjazd przyczynił się do wielu nieszczęść, więc tak naprawdę moja teza się potwierdza. Rodzice Roberta przyczynili się do wielu tragedii, najpierw zostawiając dzieci same na miesiąc, a potem organizując przeprowadzkę. Z kolei nauczyciele nie zostali wspomniani w ogóle. Zastanawia mnie jedno: czy taki zabieg był celowy. Czy autorka poprzez swoją książkę chciała pokazać, że rodzina i szkoła częściej są, bardziej lub mniej świadomie, przyczynami lub „katalizatorami” złych wydarzeń, aniżeli dobrych? Czy było to wołanie w stronę rodziców i nauczycieli, żeby bardziej interesowali się tym, co robią w wolnym czasie ich podopieczni? Aby rodzice i personel szkolny współdziałali, a nie przerzucali się odpowiedzialnością?
Wiele razy w ciągu lektury nachodziło mnie pytanie: „Czy oni nie mają rodziców?! Kto im pozwala się tak zachowywać?!”. Widocznie był to przemyślany zabieg. Jeśli tak, gratulacje dla autorki, bo sprytnie wplotła wątek, o którym wspominałam w poprzednim akapicie, do fabuły, pozwalając, aby czytelnik sam się domyślił, o co jej chodziło i na własny sposób to zinterpretował.
Przez większość czasu zastanawiałam się, skąd tytuł powieści. Możecie tu wyczuć lekki sarkazm, ale przecież Klara większość książki mówiła aż za dużo. W końcu to narracja pierwszoosobowa. Ale pod koniec, gdy moje serce po raz nie wiem, który, złamało się na pół, zrozumiałam, o co chodziło. Nie zdradzę Wam tego, ale sądzę, że Wami to również wstrząśnie.
Polecam tę książkę każdemu nastolatkowi. Drogi Kolego, Droga Koleżanko! Przeczytajcie, zanim weźmiecie do ręki słomkę, strzykawkę, tabletkę… Zastanówcie się, czy chwila zapomnienia jest na pewno warta tego, co będziecie przeżywać później. Nie chcę tu wpadać w moralizatorski ton, ale zaufajcie: będzie lepiej. Nawet bez tych magicznych proszków i tabletek. Myślę, że to główny przekaz „Nie powiedziałam nic”. W każdym razie ja go tak zinterpretowałam i dzielę się tymi odczuciami z Wami. Pamiętajcie, że możecie uratować nie tylko siebie, ale też kogoś innego. Znajomego, rodzeństwo, kuzynkę… Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu „Novae Res”.
Zaintrygowałaś mnie swoją recenzją książki 🙂
Cieszę się niezmiernie i książkę bardzo polecam 🙂 !
Twoja recenzja mnie zaintrygowała, ale zastanawiam się nad kwestią, czy gdyby ta książka miała być lekturą szkolną to czy na pewno byłby to dobry krok? Według mnie niekoniecznie, jeste, tego zdania, że jeśli nawet najlepsza książka staje się lekturą to staje się książką pozbawioną wartości dla młodego człowieka, staje się pompatyczna i nabiera moralizatorskiego charakteru, a przecież nie lubimy, gdy nas się poucza. Poza tym złe omówienie książki może mieć większy wpływ niż sama ciekawa książka. Moim zdaniem ludzi powinno się nauczyć rozmawiaż o książkach, szczególnie nauczycieli języka polskiego.
Oczywiście masz rację, złe omówienie lektury może mieć katastrofalne skutki. Dobry polonista jest w tej sytuacji nieoceniony. Niemniej jednak książkę bardzo polecam 🙂 !