
Pod latarnią najciemniej… To powiedzenie powstało nie bez przyczyny, prawda? Jakże często nie dostrzegamy „oczywistych oczywistości”, które widzą wszyscy poza nami? Jakie skutki może to odnieść?
Łucja właśnie uwolniła się z toksycznego związku. Mieszkanie dzieli ze współlokatorem, Bartoszem, swoim długoletnim przyjacielem. Pracuje w biurze podróży, a jej antypatyczna szefowa tylko czyha na moment, w którym będzie mogła uprzykrzyć jej życie. Jednym słowem… normalność. Jednak zbliżają się Święta, a w okresie przedświątecznym nic nie może pozostać do końca normalne. Pewnego dnia, gdy Łucja wraca do domu, znajduje na wycieraczce malutką paczuszkę… I tak rozpoczyna się przygoda, która zakończy się… no właśnie, jak? Czyżby odnalezieniem miłości?
Mimo że jest lipiec, postanowiłam sięgnąć po tę książkę. Uznałam, że jeżeli jest warta przeczytania, pora roku nie zadziała na jej niekorzyść. Czy miałam rację?
„Miłość na Gwiazdkę” to krótka opowieść, liczy sobie zaledwie sto dwie strony. Ta objętość ma zarówno wady, jak i zalety. Zalety są takie, że dzięki temu książkę szybko się czyta; ja pochłonęłam ją w ciągu kilkudziesięciu minut. Z kolei wady… cóż, pewne wątki można było jeszcze rozwinąć. Ale to tylko taka drobna uwaga.
Co do bohaterów… właściwie nie mam zastrzeżeń. Łucja momentami bawiła mnie swoim zachowaniem, momentami też jej współczułam (na przykład wyżej wspomnianej antypatycznej szefowej). [UWAGA, SPOJLER!] Bartosz natomiast to typowy bohater świątecznych romansów. Przemiły, przyjacielski, troskliwy, przystojny. Można o nim mówić w samych superlatywach. Taka konstrukcja postaci na pewno miała pozytywny wpływ na fabułę – chociażby dodała jej klimatu.
Ważnym akcentem w powieści jest dobry uczynek przed świętami. Myślę, że ten wątek da do myślenia wielu osobom i skłoni je do pomagania innym, nie tylko w okresie przed Gwiazdką. A także zwróci uwagę na fakt, że ludzie potrzebujący pomocy zazwyczaj nie chodzą z ogromnymi transparentami po ulicy i nie wykrzykują, czego im brak. Jeśli chcemy komuś pomóc, musimy być uważni i często zorientować się sami, kto nas potrzebuje.
Dzieło Moniki Hołyk-Arory może nie jest bardzo oryginalne czy nieprzewidywalne, ale w mojej opinii to nie jest jego wada. Ostatecznie pragnęłam klimatycznego, otulonego śniegiem romansu, a nie porywającego thrillera. Książka podobała mi się niezależnie od tego, czy schemat w niej poruszony był nowy, czy też nie.
Podsumowując, „Miłość na gwiazdkę” to klimatyczna historia, która trafi do czytelników nie tylko w grudniu, gdy za oknami prószy śnieg, a w sklepach pełno jest świątecznych dekoracji. Warto zapoznać się z tą książką niezależnie od pory roku, bowiem zawiera dużo cennych rad i wskazówek. Przykład Łucji pokazuje, że powinniśmy starać się dostrzegać ludzi i ich uczucia, być bardziej uważnym. No i oczywiście, że… lepiej późno niż wcale. Łucji trochę zajęło zdanie sobie sprawy, kogo naprawdę kocha. A jak będzie u Was?
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce, Pani Monice Hołyk-Arorze.