
Złe uczynki, które popełniają ludzie, bardzo często mają swoje konsekwencje nawet w dalekiej przyszłości. W dodatku historia lubi się powtarzać, a to może mieć straszne skutki…
Nina przyjeżdża do Warszawy na studia. Czuje się zagubiona w obcym mieście, a na dodatek jest jedyną dziewczyną na wydziale i spotyka się ze sprośnymi żartami ze strony kolegów. Los sprawia, że promotorem Niny zostaje Miłosz, z którym dziewczyna wikła się w skomplikowaną, toksyczną relację. Coś pchnęło ich ku sobie – czyżby przeznaczenie? A może zło, które wydarzyło się kilkadziesiąt lat wcześniej?
Pewnego dnia Miłosz znika. Przerażona dziewczyna rozpoczyna poszukiwania na własną rękę, ponieważ śledztwo policji okazuje się bezskuteczne. Dociera do przedwojennego domu w Aninie, które okazuje się miejscem, gdzie wiele lat temu miało miejsce wiele złych uczynków… Niektóre jeszcze przed drugą wojną światową. Czy te tragedie wpłyną na teraźniejszość i na przyszłość? Co musi się wydarzyć, aby ludzie wreszcie przestali cierpieć przez błędy przeszłości?
Książka była bardzo emocjonująca i trzymała w napięciu do ostatniej strony. Chyba każdego czytelnika wciągnęłaby bez reszty. Jestem pod wrażeniem tego, jak skomplikowaną fabułę wymyśliła Katarzyna Zyskowska. Dodatkowo każdy wątek został opisany dokładnie, żaden nie był przez autorkę „faworyzowany”, a to wielki plus „Historii złych uczynków”, ponieważ autorzy często podświadomie jeden wątek sobie wybierają i częściej go poruszają. Niezmiernie ważny jest obiektywizm ze strony autora, aby czytelnik mógł sam zdecydować, który aspekt powieści jest dla niego najważniejszy.
Mam wrażenie, że książka świetnie ilustruje powiedzenie „Wszyscy jesteśmy ofiarami ofiar”. Właściwie każdy bohater był poszkodowany, każdemu współczułam. Każdy miał za sobą trudną przeszłość, jakąś traumę, coś, co poniekąd usprawiedliwiało jego postępowanie.
Powieść pokazuje też, jak ważna jest przeszłość, ten bagaż doświadczeń, który każdy człowiek musi dźwigać ze sobą do końca życia. Od przeszłości (nawet nie tylko swojej, ale i przodków) nie da się odciąć, ona zawsze będzie nam towarzyszyć i w pewnym stopniu nas określać.
Pojawił się również wątek kary. Kary, którą każdy powinien za swoje złe czyny ponieść, ale niekoniecznie ponosi. W powieści za błędy matki, babci, prababci itp., cierpią dzieci, wnuki, prawnuki… Autorka pozostawiła czytelnikom decyzję, jak powinno ukarać się te złe czyny. A przede wszystkim tę kwestię, kto powinien cierpieć.
„Historia złych uczynków” ukazuje bardzo poruszająco różne oblicza toksycznego związku. Ukazuje, co popycha człowieka do związania się z niewłaściwym partnerem, a także to, jaki wpływ tego typu związek wywiera na kobietę. Pojawia się także refleksja, jaka siła i dlaczego łączy akurat tę dwójkę ludzi. Czyżby przyczyniało się do tego właśnie wyrządzone w przeszłości zło?
Co ciekawe, gangsterzy w książce zostali opisani nie jako pozbawione uczuć potwory, a zupełnie normalni ludzie, posiadający swoją historię, ale też delikatność i dużą dozę uczuciowości. Myślę tutaj przede wszystkim o „Rudym”, którego zapamiętałam bardzo dobrze.
Momentami w powieści pojawiają się drastyczne opisy, zupełnie nie na moje nerwy. Rozumiem jednak, że były one potrzebne autorce do wykreowania wyjątkowego klimatu, jaki towarzyszy „Historii złych uczynków”.
Podsumowując, jest to książka na pewno warta przeczytania. Dostarcza wielu emocji, ale zawiera też pewną dozę brutalności, dlatego polecam ją przede wszystkim osobom szukającym wrażeń – książki, po której nie będą mogli zasnąć. Jest to również lektura skłaniająca do przemyśleń, więc jeżeli ktoś chce omówić jakąś powieść w klubie dyskusyjnym albo w gronie rodzinnym – książka idealna dla niego.
Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu „Znak”.
Stara prawda- zło popełnione nie znika, czasem wraca spotęgowane… dlatego- zło dobrem zwyciężaj… pozdrawiam serdecznie
Dokładnie tak – popełnione zło nigdy nie znika… Pozdrawiam ciepło 🙂 .