
Zapewne większość z nas zna kogoś, kto zwyczajnie działa nam na nerwy. Kogoś, kogo nie dotykają problemy współczesnego świata, kto widzi jedynie czubek własnego nosa i trwa w błogiej świadomości, że wszystko da się załatwić pieniędzmi. Brzmi znajomo? Czasem takie osoby przechodzą wewnętrzną przemianę, bo życie pokazuje im, że nie ma tak dobrze, tak kolorowo i bezboleśnie. Co jednak zrobić w przypadku, gdy nie zanosi się, aby nasi znajomi przeszli przemianę? Cóż, przekonajmy się.
Zosia, którą poznaliśmy już w pierwszym tomie cyklu o paczce przyjaciółek, czyli w „Mężu potrzebnym na już”, jest bogatą i niesamowicie rozpieszczoną osobą. Nie musi pracować, bać się o jutro. Ma ogromną willę, całą garderobę markowych ubrań i znanego ojca. Jest zupełnie oderwana od rzeczywistości, zakochana w sobie, wręcz brzydzi się problemami zwykłych śmiertelników. Do czasu. Jej bliscy – ojciec i przyjaciółki – postanawiają to zmienić. Szereg zdarzeń sprawia, że Zosia poznaje Sebastiana oraz zaczyna prace społeczne w domu dziecka. Jej nowe aktywności, związane z zakochaniem oraz pracą charytatywną, są wymagające i przysparzają wielu problemów. Gorzej być chyba nie może… Zosia będzie musiała pokonać swój egocentryzm i stanąć oko w oko z trudnościami, których nie da się zwyciężyć przy pomocy pieniędzy. Czy jej się to uda? I czy tak wymarzona przez jej bliskich przemiana wewnętrzna rzeczywiście będzie miała miejsce?
Książka była lekka i naprawdę zabawna. Akcja rozkręcała się powoli, ale gdy ruszyła już na dobre – nie mogłam się od lektury oderwać.
Po pierwsze, ogromny plus za postać Sebastiana i perypetie z nim związane. Pisarz ukazany w sposób tak komiczny, a jednocześnie uroczy… no, to jest sztuka. Która oczywiście autorce się perfekcyjnie udała.
Bardzo podobał mi się pomysł na przemianę Zosi. Akurat do tego zawsze jestem sceptycznie nastawiona, bo takie przemiany funkcjonują przecież na co dzień w niezbyt ambitnych filmach, tylko powielających stereotypy. Małgorzata Falkowska postanowiła się jednak rozprawić z owymi stereotypami i przedstawiła metamorfozę zakochanej w sobie bogaczki w sposób oryginalny. Dom dziecka i jego mieszkańcy również zostały opisane niebanalnie (zwłaszcza wycieczka do Torunia). Autorka poprzez ten wątek pokazuje nam, że od biedniejszych, skrzywdzonych przez życie dzieci możemy sporo się nauczyć. Zwłaszcza nienarzekania i radości życia.
Jedynie przyjaciółki Zosi w niektórych momentach wydawały mi się trochę… dziwne? Rozumiem, że można sobie nawzajem podokuczać, to domena przyjaźni, zwłaszcza damsko-damskiej, ale większość ich odzywek w stosunku do Zosi była zwyczajnie niekulturalna, pozbawiona jakiejkolwiek delikatności. Przyznam szczerze, że z co poniektórymi osobami z tej paczki sześciu przyjaciółek chyba nie chciałabym mieć do czynienia w realnym życiu.
Oczywiście każda postać, zwłaszcza Zosi, była wyrazista i realistyczna. Bez problemu jestem w stanie uwierzyć, że takie kobiety naprawdę żyją i mogę w każdej chwili je spotkać. Znakiem rozpoznawczym Małgorzaty Falkowskiej jest właśnie takie konstruowanie bohaterów – aby czytelnicy się z nimi zaprzyjaźnili, a przynajmniej poczuli z nimi jakąś wspólnotę, jakąś bliskość.
„Gorzej być nie może” to ciepła opowieść o przyjaźni, miłości we współczesnym ujęciu (uczucie Zosi i Sebastiana jest baaardzo nowoczesne, co pokazuje chociażby [UWAGA, SPOJLER!] ich wesele), egoizmie, ale i dobroci. O tym, że każda osoba nosi w sobie pierwiastek dobra, tylko trzeba go z niej umiejętnie wykrzesać. I to jest odpowiedź na pytanie, które zawarłam we wstępie. Jeżeli chcecie spowodować przemianę osób zadufanych w sobie, nieczułych na innych, najlepiej spróbować odkryć w nich dobro i zrozumienie, które są ukryte gdzieś na dnie ich serc. Nie pożałujecie, a kto wie… może pomożecie nie tylko sobie i komuś przechodzącemu przemianę, ale i jeszcze komuś innemu?
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce, Małgorzacie Falkowskiej.