
Cóż, powiem szczerze, że jest to moja pierwsza przeczytana książka Agaty Christie, która nie jest kryminałem. Sprawdźmy, jak autorka poradziła sobie z napisaniem „nie – kryminału” 😉 …
Na początku poznajemy małą Laurę. Nie jest to żadna wyjątkowa dziewczynka – wprost przeciwnie. Jest nijaka, zbyt grzeczna, nudna, ale… niedowartościowana. Uważa, słusznie zresztą, że rodzice bardziej od niej kochali jej brata, zmarłego na polio Charlesa. Jakoś sobie z tym radzi, dopóki nie rodzi się siostrzyczka – mała Shirley. Laura chce jej śmierci, naiwnie uważając, że wtedy będzie w centrum uwagi. Lecz wszystko zmienia jedna noc… Laura ratuje Shirley przed śmiercią i wtedy jej nieżyczliwość zmienia się w obsesję dbania o siostrę i chronienia jej przed złem tego świata. Co nie okazuje się w przyszłości dobre dla Shirley, która popełnia głupie błędy, nawet w wyborze męża.
Potem pojawia się Llewellyn Knox – kaznodzieja, jasnowidz. Ciekawe perypetie z jego udziałem na chwilę odrywają czytelnika od historii dorosłej już Laury i Shirley. Jednak nie na długo… W pewnym momencie Llewellyn spotyka w barze Shirley – jednak Agata Christie, trzymając nas w niepewności do ostatnich chwil w książce, nie zdradza, że jest to Shirley.
Uważam, że jest to książka ciekawa; warto wiedzieć, jak słynna autorka kryminałów radzi sobie z innymi gatunkami literackimi. Czy powieść mi się podobała? W pewnym sensie tak, ale nie umiem udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Pewne fragmenty bardzo mi się podobały, ale zakończenie jest przygnębiające, niestety. Nie jest to książka z happyendem, za to określone w nim jest tytułowe „Brzemię”. Brzemię miłości, brzemię winy, a może samego siebie? Wszystkie trzeba udźwignąć. I książka to bardzo wyraźnie pokazuje…
Wspaniała recenzja! Jestem wielką fanką Pani przemyśleń! Sama także czytałam tę książkę i muszę przyznać, że i dla mnie była nader przygnębiająca. Czasem naprawdę trudno jest przekroczyć własną historię, wydźwignąć się ponad samego siebie, dawne cierpienia, urazy. Jest wiele mądrości w tym, że przebacznie, a może także ,, cud niepamięci” , jak śpiewał Staszek Sojka, są nam w życiu nieodzowne… Do szczęścia? Spokoju? Miłości? Kto wie… Serdeczności, Pani Natalio, Sylwia
Tak, jestem pewna, że „cud niepamięci” pomógłby Laurze… Chociaż chwilami wydaje się, że z biegiem czasu gromadzi się jej coraz więcej zmartwień, przewinień…
Pozdrawiam serdecznie 🙂