Autor: Mia Asher Gatunek: ,
Ocena

Nie wszystko w życiu jest takie, na jakie wygląda. Często komuś zazdrościmy, ale nie wiemy, że tak naprawdę jesteśmy w wielkim błędzie. To, co widzimy jest jedynie ułudą, a prawdziwy obraz danej sytuacji jest skrzętnie ukrywany…

Małżeństwo Cathy i Bena jest, wydawałoby się, idealne. Ich związek trwa już jedenaście lat, co dla wielu par jest nie do osiągnięcia. Bywa, że wielka miłość trwa raptem kilka miesięcy, a potem zostają z niej już tylko wspomnienia. Tym bardziej relacja Cathy i Bena jest niezwykła. To miłość właściwie od pierwszego wejrzenia. Sporo przyjaciółek zazdrości Cathy przystojnego męża i ogólnie udanego życia. Tak naprawdę jednak w domu Stanwoodów wcale nie jest różowo. Choć oboje już dawno pragnęli dziecka, kobieta trzy razy poroniła. Uważa, że jest bezwartościowa, skoro nie potrafi nawet donosić ciąży. Strych zagracają różowe i niebieskie wyprawki dla niemowląt – coś, co, jak sądzą Stanwoodowie, nigdy już im się nie przyda. Zrozpaczeni Cathy i Ben coraz bardziej się od siebie oddalają. I nagle pojawia się Arsen – bogaty, rozpieszczony, arogancki syn nowego właściciela sieci hoteli, w której pracuje Cathy. Dwudziestoparoletni facet, którego, jak się wydaje, nic i nikt nie obchodzi. Rzecz jasna, poza dobrą zabawą i zmianą partnerek. Arsen staje się dla Cathy odskocznią od problemów; przywraca jej radość życia i funduje niezapomniane wrażenia. Jak zakończy się ta historia? Czy Cathy dokona dobrego wyboru i odzyska szczęście?

Spodziewałam się po tej książce zupełnie czegoś innego. Mia Asher bardzo mnie zaskoczyła, ale czy pozytywnie?

Jak na mój gust, w powieści pojawiło się zbyt wiele wulgaryzmów. Rozumiem, że nadają one historii klimat i definiują podejście postaci do życia, ale wszystko powinno mieć jakieś granice. Wtrącanie „przerywnika” co drugie słowo to naprawdę nie jest dobre rozwiązanie.

Jeśli chodzi o bohaterów, to Arsen niesamowicie mnie irytował. Praktycznie wszystkim, co robił. Swoim słownictwem, podejściem do codzienności i kobiet (powiedzieć, że traktował je jak przedmioty to jak nie powiedzieć nic), podrywaniem mężatki… A także swoim zachowaniem wobec Cathy na samym końcu powieści. Nie wiem, czy wykreowanie tak irytującego bohatera było zamysłem autorki, ale jeśli tak, to zdecydowanie jej się udało. Muszę jednak w pewnym sensie oddać Arsenowi sprawiedliwość, bo wiem, że jego zachowanie miało swoją przyczynę w przeszłości. Kto wie, być może gdyby nie to jedno tragiczne wydarzenie, byłby dzisiaj zupełnie innym człowiekiem?

Podobnie sytuacja ma się z Cathy. Przez większość czasu zwyczajnie mnie złościła, chociaż w kilku momentach powieści było mi jej bardzo żal. Jej niezdecydowanie, kłamstwa i chwilami naprawdę nieprzyjemne zachowania wobec męża drażniły mnie najbardziej. Każdy jednak popełnia w życiu błędy, a błędy Cathy wynikały zapewne z traumy, z którą nie potrafiła się uporać. Mimo to nie pochwalam wielu jej zachowań, począwszy od sposobu poznawania mężczyzn (zarówno początek znajomości z Benem, jak i z Arsenem był dla mnie dziwaczny… chyba że całowanie się z kimś, kogo zna się raptem kilka minut jest normalne), a skończywszy na dzieleniu… hm, przestrzeni intymnej pomiędzy Bena oraz Arsena i okłamywanie jednego i drugiego.

Tak naprawdę bardziej polubiłam jedynie Bena, który był w pewnym sensie marginalną postacią. Było mi go jednak szkoda. Starał się robić wszystko tak jak należy, momentami naprawdę podziwiałam go za umiejętność wybaczania i stalowe nerwy.

W książce pojawiło się też sporo scen, które były niesmaczne i zdecydowanie zbyt szczegółowo opisane. Wszystko powinno mieć umiar, a bohaterom powinno się zostawić trochę prywatności 😉 .

Całkiem podobało mi się zakończenie. Może nie tchnęło szczęściem i nadzieją, ale bądź co bądź – sprawiedliwości stało się zadość. Tak właśnie powinno być i w wielu przypadkach tak właśnie się dzieje (nawet w prawdziwym życiu).

Podsumowując, powieść ma swoje wady, ale doceniam to, że autorka starała się przekazać czytelnikom ważną myśl: nie oceniajmy ludzi pochopnie, bo ich postępowanie zawsze ma swoją przyczynę w przeszłości. To, co dany człowiek przeszedł kiedyś tak go ukształtowało i wpłynęło na jego zachowanie, charakter, poglądy. Zawsze, żeby móc kogoś ocenić, powinniśmy „wejść w jego buty” i przejść w nich kawał życia. Być może wtedy to, co dzisiaj postrzegamy jako coś strasznego i nie do wybaczenia, okazałoby się jednak czymś do wybaczenia, zwykłą błahostką.

Ponieważ nadchodzi Nowy Rok, może niech to będzie jedno z naszych postanowień noworocznych? Może obok planów standardowych, typu: mniej słodyczy, więcej sportu, więcej pracy nad sobą, więcej nauki itp., warto dołożyć taki punkt: „Będę, niezależnie od sytuacji, starał/a dostrzegać się w innych dobro i nie oceniać ich pochopnie”? Ja tak właśnie zrobię, a Wy jak zapatrujecie się na taki pomysł?

 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu „Szósty Zmysł”.

komentarze 4.

  1. Książkę mam na uwadze, ale kiedy po nią sięgnę – zobaczymy. Udanego 2018 roku 🙂

  2. Anna Maria pisze:

    Podobają mi się takie noworoczne postanowienia:) Wiele radości w Nowym 2018 Roku:)

Napisz komentarz

Musisz być zalogowany żeby dodać komentarz.